Reklama

Do kraju lwa

Czym zaskoczy nas Afryka dziś? Czy będzie dla nas łaskawa, czy też znów każe nam zakosztować uczucia pragnienia, palącego skórę słońca lub szalejącej burzy z piorunami?

Reklama

.

niedziela, 5 grudnia 2010

Idziemy na rekord! Wstaliśmy z postanowieniem, że to właśnie dziś przejedziemy sto kilometrów. Bo co tu innego robić, jeśli po drodze GPS oprócz jednej miejscowości pokazuje tylko wielkie nic. Przemierzamy więc owo wielkie nic, a tu niespodzianka: co chwilę coś.

Na początek przekraczamy tzw. Red Line, czyli granicę pomiędzy światem rozwiniętym i światem rozwijającym się lub, żeby opisać to dosadniej, między światem, gdzie się żyje i światem, gdzie żyć się próbuje. Na północy żyje ok. 70% namibijskiego społeczeństwa, a większość ziem jest wspólna, należy do różnych plemion, a rzadziej jest w rękach prywatnych. Obszar na południu natomiast jest w całości prywatny, ziemie są podzielone na farmy czasem osiągające rozmiary nawet 50 tys. hektarów. Red Line, to jednak przede wszystkim punkt kontroli bydła. Na południu zwierzęta są hodowane w sposób komercyjny, a więc na mięso, które później w dużej mierze jest eksportowane. Na północy natomiast nikt nie panuje nad tym, która krowa jest czyja i jakie jest jej przeznaczenie, więc należało ustanowić weterynaryjny punkt kontroli zwierząt, aby jakaś przypadkowa sztuka z północy nie została eksportowana na europejskie salony.

Nie wieźliśmy w sakwie żadnej krowy, więc ową granicę przekroczyliśmy bez żadnej kontroli. Dalsza droga poprzez nicość to nieustanna walka. Walka tak trudna i zażarta, że potrzeba było nie lada motywacji, aby licznik pokazał upragnione sto kilometrów. Kiedy żar leje się z nieba, pot spływa po policzkach, a przy drodze co dwa kilometry stoi budka z coca-colą, to tylko najbardziej zaprawieni w bojach podróżnicy są w stanie ową walkę z samym sobą wygrać i pedałować dalej i dalej, nie zwracając uwagi na nawoływania spragnionego orzeźwienia organizmu. Wygraliśmy!

Aby uczcić owo zwycięstwo, zatrzymujemy się w barze w celu zakupienia życiodajnego płynu. Chciałbym napisać, że bar był czwartej kategorii, ale nie, moi drodzy, tenże bar wychodzi poza wszelkie znane mi normy i standardy. Bar posiadał lodówkę, ale prądu niestety nie, więc życiodajny płyn był życiodajny tylko w przenośni. Ale nic to. Kiedy już dogadałem się w języku Owambo, czego ja tu tak naprawdę szukam, nagle wszystkie buteleczki zniknęły. Hmm.. czy ja kupiłem po piwie wszystkim ludziom w tym barze, czy o co chodzi? Ale nagle pani łapie mnie za rękę i prowadzi w barowe kazamaty, aby się rozliczyć. No i się zaczęło.  15 minut machania łapkami i dziesięciu przekrzykujących się pomocników, próbujących ustalić, ile kosztują te butelczyny i ile mają mi wydać. Palcem po piasku doszliśmy do porozumienia, przynajmniej tak mi się wydawało. Nagle się okazało, że piwo jest dolara droższe, dopłacam więc, jednak pani zapomniała, że poprzednio już mi wydała resztę i tak w kółko. W końcu jednak z różnych stron, różne osoby wręczyły mi buteleczki i z upragnionym pakunkiem udaliśmy się w dalszą drogę na spotkanie gradobicia. Ulewa przyszła tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy wyciągnąć kurtek, więc z zachodzącym słońcem po lewej i tęczą po prawej przyszło nam pedałować w ulewnym deszczu szukając noclegu w przydrożnym buszu.

[Kuba]

Więcej relacji z Namibii na: http://afrykanowaka.pl/cat/relacje/etap-13-namibiaii

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Poniedziałek
noc
2°C Poniedziałek
rano
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
wiecej »

Reklama