Specjaliści z komisji pod przewodnictwem Jerzego Millera mogą odczytać więcej z zapisu rozmów kontrolerów niż Rosjanie - uważa płk. Edmund Klich. Jego zdaniem, wynika z nich, że kontrolerzy znajdowali się pod większą presją niż polscy piloci.
We wtorek o godz. 14 polska komisja badająca katastrofę smoleńską ujawni nagrania kontrolerów ze Smoleńska - dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do MSWiA. Zapis rozmów zostanie też umieszczony na stronach internetowych resortu.
"Wprost" opublikował w poniedziałek wieczorem na swojej stronie internetowej fragmenty rozmów kontrolerów ze Smoleńska. "Trzeba Polakom powiedzieć: jaki dla nich, k..., wylot" - tak według "Wprost" mówił płk Nikołaj Krasnokutski do kierownika lotów Pawła Plusnina. Słowa te miały paść po tym, jak rosyjski transportowiec Ił-76 po raz pierwszy podchodził do lądowania. Z kolei Plusnin miał powiedzieć: "Gdzie tu, do ch..., się Polacy pchają".
Kransokutski, zobaczywszy nieudaną próbę lądowania Iła, miał także powiedzieć: "Job twoju mać, o k..., ale jaja!". "Wprost" podkreśla, że po konsultacjach z Moskwą na wieży kontroli lotów pada też zdanie: "Nie trzęś się, ni ch..., nie trzęś się". Nie wiadomo, kto wypowiada te słowa.
"W tych rozmowach ok. 20 proc. jest anonimów i rozmów niezrozumiałych. Ten odczyt był moim zdaniem zrobiony trochę pobieżnie. Nie brali w tym odczycie udziału specjaliści, tak jak brali udział w odczycie w samolocie, a ja sam nawet niewprawnym uchem i bez przyrządów potrafiłem odczytać niektóre informacje, które nie były w stenogramach. Myślę więc, że dużo więcej odczytają specjaliści w Polsce i być może tam, w tych nagraniach będzie więcej informacji" - przekonywał Klich we wtorek w Polskim Radiu.
Szef MSWiA informował w ubiegłym tygodniu, że nagrania te nie pochodzą od strony rosyjskiej, mimo że Polska o nie wielokrotnie występowała (MSWiA poinformowało, że otrzymaliśmy jedynie odpis stenogramów), zostały jednak uzyskane legalnie. Dodał, że zapis, który zostanie upubliczniony to efekt pracy polskich ekspertów, zawierający rozmowy prowadzone na terenie lotniska.
Polski akredytowany przy MAK powiedział we wtorek, że rosyjscy kontrolerzy byli pod jeszcze większą presją niż polscy piloci. "Jeśli mówi się o presji na pilotów samolotu, to tym bardziej można powiedzieć, że moim zdaniem, jeszcze większa presja była na kontrolerów" - powiedział.
Klich odniósł się do jednej z polskich uwag do projektu raportu MAK dotyczącej stwierdzenia, że dowódca polskiego samolotu nie podjął decyzji o odejściu na drugi krąg, gdy Tu-154M minął tzw. minimalną wysokość zniżania (100 metrów). Polscy eksperci ustalili, że w czarnej skrzynce zapisała się wypowiedź kapitana Arkadiusza Protasiuka, która temu przeczy. Tuż po minięciu 100 metrów kapitan powiedział: "odchodzimy". Jak zaznaczono w polskim stanowisku, nie wydał jednak zdecydowanej komendy. Stwierdzenie "odchodzimy" potwierdził drugi pilot.
Zdaniem Klicha "to, że ta komenda wcześniej pada, zdejmuje to odium ryzykanctwa, nadmiernego ryzykanctwa z załogi"
Klich powiedział także, że analizując rozmowy z kabiny samolotu, można dojść do wniosku, że polscy piloci postanowili lądować na autopilocie, choć przy braku systemu ILS na lotnisku w Smoleńsku, był to manewr niemożliwy do przeprowadzenia. Zdaniem szefa komisji piloci mogli być niedostatecznie wyszkoleni.
"Trzeba wrócić do rozmów pilotów, tam było powiedziane: odchodzimy na automacie. Jeśli piloci planowali odejście, a przecież musieli wiedzieć, że na lotnisku w Smoleńsku nie ma ILS, więc nie znali tego uwarunkowania. Można się zastanawiać: dlaczego" - powiedział.
"To z drugiej strony zwiększa odpowiedzialność za brak wiedzy.(..) Piloci załogi powinni to wiedzieć. Wynika to z tego, że piloci rzadko lądowali na lotnisku tak ubogim w takich warunkach. Nie wiadomo, kiedy lądowali na lotnisku wojskowym i przy takim ubogim systemie. To ustali komisja Millera w szczegółach. Przecież oni nie mieli symulatorów, by to przetrenować" - mówił Klich.
Dodał, że kontrolerzy z wieży w Smoleńsku mogli uważać, że polski samolot jest wyposażony w urządzenia pozwalające na lądowanie w trudnych warunkach. "Płk. Nikołaj Krasnokutski w pewnym momencie melduje, że na polskich samolotach są jakieś urządzenia, które pozwalają precyzyjnie lądować" - mówił Klich. Jego zdaniem kontrolerów mogło także zmylić wcześniejsze precyzyjne lądowanie Jaka-40.
Edmund Klich, pytany o wspólne posiedzenie sejmowych komisji: obrony narodowej sprawiedliwości i praw człowieka oraz infrastruktury, na którym posłowie mają wysłuchać sprawozdania z prac polskich organów państwowych w związku z katastrofą smoleńską oraz stanowiska ws. raportu MAK, zapewnił, że weźmie w nim udział.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.