Niemiecka minister rolnictwa Ilse Aigner oceniła w środę, że zanieczyszczenie pasz dla zwierząt dioksynami mogło być efektem działania z premedytacją. "Sprawcy byli i są pozbawieni skrupułów" - powiedziała w Bundestagu.
Według Aigner władze wyciągną konsekwencje z afery dioksynowej, która wybuchła w Niemczech na początku stycznia. Minister zapewniła, że nie dostrzega obecnie bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia konsumentów w związku ze skandalem. Tylko w nielicznych próbkach jaj i mięsa stwierdzono wyższą niż dopuszczalna zawartość rakotwórczych dioksyn.
Jak poinformowała, 931 gospodarstw wciąż objętych jest zakazem sprzedaży produktów.
W środę niemiecki rząd zaakceptował zaproponowany przez Aigner 14-punktowy plan działań, mający na celu zaostrzenie standardów w produkcji pasz dla zwierząt hodowlanych. Zobowiązuje on producentów pasz do przeprowadzania kontroli składników, z których wytwarzany jest końcowy produkt oraz do informowania władz o wynikach testów. Każdy zakład wytwarzający pasze będzie musiał uzyskać odpowiednie pozwolenie.
Także kraje związkowe mają zaostrzyć kontrole w zakładach wytwarzających pasze, a wyniki badań, wskazujące przekroczenie dopuszczalnych norm substancji szkodliwych dla zdrowia, byłyby obowiązkowo publikowane w internecie. Według Aigner należy należy oddzielić produkcję tłuszczów paszowych i tłuszczów przeznaczonych do celów technicznych. Niemiecka minister planuje również stworzenie "systemu wczesnego ostrzegania" w przypadku zanieczyszczenia środków spożywczych, pasz i środowiska dioksynami.
Na początku stycznia ujawniono, że do hodowców w Niemczech trafiły tony paszy zanieczyszczonej dioksynami. Wyższą niż dopuszczalna zawartość tych rakotwórczych substancji wykryto w jajach kurzych oraz wieprzowinie. Prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko firmie Harles und Jentzsch ze Szlezwika-Holsztynu, produkującej tłuszcze paszowe.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.