Puste miejsca przy tegorocznym stole uświadamiają, jak głęboko doświadczamy niezgody na śmierć, jak istotna jest wspólnota, bliskość, wspólne życie.
Wypisane z opublikowanego przed rokiem tomu „Ogród” ks. Jerzego Szymika: „Kiedy/ o nim myślę, wiem, że musi być Bóg, by ocalić takich/ jak on: bez biogramu w słownikach, z niepojętym/ cierpieniem, z wieloraką biedą, z nieuleczalną tęsknotą,/ pokiereszowanym przez historię życiem” (s. 45). Nie da się chyba o tym pisać bez żalu, bez łez. O tej ostrości śmierci, która wydobywa z cienia życiorysy jakby niedokończone, niepełne, po ludzku niezrozumiałe. Bo przecież wydaje się nam, że właśnie oni nigdy nie powinni się tu znaleźć – że nasza miłość powinna ich ochronić przed umieraniem, bólem, samotnością. A nie ochroni ich nawet przed zapomnieniem – zaciera się pamięć, blakną wspomnienia, przepadają ślady.
Ostatnia prosta przed Bożym Narodzeniem skupia uwagę na świetle, które ma dla nas rozbłysnąć, na poszukiwaniu gwiazdy, która ma nas poprowadzić, na spełnieniu obietnicy, która zmienia wszystko. Puste miejsca przy tegorocznym stole uświadamiają, jak głęboko doświadczamy niezgody na śmierć, jak istotna jest wspólnota, bliskość, wspólne życie. My tego Boga, Dobrej Nowiny o Nim zwyczajnie potrzebujemy. Ktoś może się oburzać, że takie adwentowe czekanie jest mało uduchowione, zbyt utylitarne – dlaczego jednak fakt, że coś jest potrzebne, użyteczne, niezbędne, miałby odbierać temu wartość? Czy Wcielenie nie oznacza i tego także: że Nowonarodzony dotyka naszych braków i ran?
Teologia, różne książki z dziedziny życia duchowego, katolickie portale, wszystko to, co zawiera wiedzę na tematy związane z wiarą – uznajemy czasem za mało praktyczne. Lepsze wydaje się chrześcijaństwo zapakowane w książkę kucharską, przewodniki tylko zahaczające o duchowość czy zbiory aforyzmów na tyle uniwersalne, że można je uznać za niekoniecznie katolickie. Czy jednak kiedy zderzamy się ze śmiercią – w nich poszukamy odpowiedzi, zrozumienia, pociechy?
Jesteśmy czasem tak naiwnie przywiązani do własnej bezinteresowności – wydaje się nam, że oddawanie Bogu chwały wymaga odejścia od domagania się uwagi, natarczywych próśb, litanii potrzeb. Śmierć odziera i z tego złudzenia: bo nasze potrzeby są prawdziwe, utrata realna, a pomóc może tylko Bóg. Czy nie śmieszne jest uznawanie, że Mu to nasze proszenie w jakiś sposób przeszkadza?
Adwent jest kroczeniem w ciemności. Ten mrok paradoksalnie nie odbiera nadziei, lecz ją daje – pozwala dostrzec światło. Jak pisze poeta: „w sam raz by widzieć drogę/ na dwa najbliższe kroki” (s. 125).
W sam raz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.