Służba Bezpieczeństwa PRL nie tylko miała licznych tajnych współpracowników wśród niższego szczebla pracowników Tygodnika Powszechnego, ale współpracowali z nią także znani redaktorzy tego pisma, będący autorytetami w życiu publicznym. W ten sposób można streścić informacje zawarte w książce Romana Graczyka pt. „Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego”.
Wiadomość o kontaktach z SB czterech redaktorów Tygodnika Powszechnego była dla mnie szokiem i przyjąłem ją ze smutkiem. Należę bowiem do pokolenia, dla którego treści zawarte w Tygodniku Powszechnym były ważnym elementem kształtowania światopoglądu. Do roku 1980, od kiedy podziemne wydawnictwa zaczęły dostarczać niezależną prasę i książki, Tygodnik był jednym z nielicznych powszechnie dostępnych pism, które zachowywało duży stopień niezależności od socjalistycznej władzy, co powodowało, że zamieszczane w nim poglądy były dla wielu z nas istotną, jeśli nie zasadniczą przesłanką dla kształtowania naszej wizji świata czy Kościoła. Książka Graczyka jest bolesna, bowiem zmusza moje pokolenie do postawienia pytania przez jaką wizję rzeczywistości, albo raczej czyją wizję, byliśmy kształtowani: niezależnych publicystów będących dla nas intelektualnymi czy nawet duchowymi autorytetami czy przez ludzi uwikłanych w rozgrywki z oficerami służb bezpieczeństwa, którzy za ich pośrednictwem wpływali na linię pisma? Rodzi się też pytanie w jaki sposób te kontakty były wykorzystywane dla szkodzenia Tygodnikowi i Kościołowi w Polsce? Celowo używam sformułowania „w jaki sposób”, a nie „czy”, bo SB nie utrzymywałyby przez blisko 30 lat regularnych kontaktów z redaktorami Tygodnika, jeśli nie miałyby z tego korzyści.
Tygodnik Powszechny zajmował w polskiej rzeczywistości miejsce szczególne, w okresie PRL niewątpliwie pełnił rolę jednego z najważniejszych autorytetów. To sprawiło, że przez wielu jest postrzegany jako swego rodzaju pomnik, górujący nad innymi mediami. O ile jednak do 1989 r. taka perspektywa miał podstawy, o tyle w okresie wolnej Polski Tygodnik sam „zszedł” z cokołu, zamieniając rolę obiektywnego autorytetu w zaangażowanie polityczne po stronie jednej partii (Unii Demokratycznej i jej kolejnych wcieleń), czy wchodząc w rolę zdecydowanego krytyka działań i doktryny Kościoła. Ta ostatnia postawa spowodowała m.in. odebranie Tygodnikowi asystenta kościelnego, czy bardzo krytyczne słowa Jana Pawła II, który w liście z okazji 50-lecia Tygodnika w 1995 r. ubolewał, że w okresie ostrych ataków na Kościół i Jego osobę ze strony lewicy i liberałów na początku lat 90. „Kościół w „Tygodniku”nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać; «nie czuł się dość miłowany»”. I mimo, że postawa „nie dość miłowania” Kościoła dominuje na łamach Tygodnika do dziś, ze względu na okres przed 1989 r. dla wielu z nas był on pismem szczególnym. Książka Romana Graczyka każe jednak zrewidować ten szczególny stosunek, wygląda bowiem na to, że nie tylko pomnik zszedł z cokołu, ale i sam cokół się rozsypuje.
Dlatego w tej chwili ważne jest w jaki sposób redakcja Tygodnika ustosunkuje się do bolesnej przeszłości pisma. Roman Graczyk dał taką możliwość trójce redaktorów, których kontakty z SB opisał w swej książce, jednak sposób w jaki z niej skorzystali z pewnością nie jest wystarczający. Jako czytelnik Tygodnika kształtowany przez jej redaktorów przed 1989 r. mam prawo do tych wyjaśnień, a redaktorzy występujący w roli autorytetów mają obowiązek takie wyjaśnienia rzetelnie swoim czytelnikom złożyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.