Mój licealny katecheta profesorem nie był. Niekiedy z dumą mówił o sobie, że jest zwykłym księdzem.
Dla nas był niezwykłym. Być może dlatego, że konsekwentnie, ale i z miłością, potrafił sprowadzać na ziemię, wpajając nam miłość do Kościoła takim, jakim jest i ucząc trzeźwego myślenia. Prawdopodobnie był to jeden z powodów, dla którego chętnie korzystaliśmy z jego posługi w sakramencie pojednania. Na użytek dzisiejszego komentarza przywołam dwie z zapamiętanych lekcji religii.
Rzecz była o czytaniu i interpretowaniu Pisma świętego. Temat wówczas dla nas ważny nie tyle z racji zamiłowania do lektury i medytacji. W popularnym wówczas czasopiśmie, na przedostatniej jego stronie, publikowano cykl artykułów, zatytułowany „Opowieści ewangelistów”. Przy czym nie chodziło w nich o pogłębienie wiary. W zamiarze autora jego wywody miały przekonać czytelników o kłamstwach i manipulacjach Księgi dla niego nieświętej. W rzeczy samej to on manipulował czytelnikiem, wykorzystując jego nieznajomość Pisma świętego. Skąd zresztą miał znać, skoro Biblia na rynku, z racji ograniczeń papieru, była niemalże niedostępna. Nawet dla studentów teologii. Mój pierwszy egzemplarz Tysiąclatki nabyłem dopiero pod koniec trzeciego roku pobytu w seminarium. Tłumaczenie Nowego Testamentu księdza Dąbrowskiego, za łapówkę, zdobyłem w drugiej klasie liceum. Część wspomnianych manipulacji udało mi się zdemaskować czytając, o dziwo, „Mitologię” Jana Parandowskiego.
Cytując w dyskusji, czy nawet tak zwanej pobożnej rozmowie, Pismo święte, wystrzegaj się – mówił wówczas ów katecheta – wyrywania na własny użytek zdań z kontekstu. Bo w ten sposób można Biblią udowodnić nawet ateizm. I jako przykład dał Psalm 53. „Mówi głupi w swoim sercu: nie ma Boga” (Ps 53,2). Wystarczy, kontynuował, pozbawić zdanie pierwszej części. Będzie to oczywista manipulacja, aczkolwiek niekiedy skuteczna. Podobnych przykładów, niekiedy wręcz szokujących, przytaczał więcej.
Wspomniałem licealnego katechetę przy okazji dyskusji, jaka przetacza się między innymi przez media społecznościowe, w związku z decyzją biskupa częstochowskiego, w sprawie pustelni w Czatachowej. Jednym z używanych w niej argumentów są słowa świętego Piotra z Dziejów Apostolskich, że „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”. Mają one, oczywiście, uzasadniać bunt księdza Galusa. Ponieważ cytatem posłużyła się kobieta chciałem odpowiedzieć świętym Pawłem. Ugryzłem się jednak w język, bo słowa Pisma nie są łopatą do walenia w głowę przeciwnika. Nie służą, jak pisze święty Piotr, „do prywatnego wyjaśniania”. Nie są nawet argumentem w dyskusji. Jeżeli czemukolwiek mają służyć, to przede wszystkim poznaniu Boga. Bo na tym polega życie wieczne „aby znali Ciebie, Jedynego i Prawdziwego…” Pamiętałem wreszcie o przestrodze, by nie wyrywać zdań z kontekstu. Rzeczywiście, kontekstem cytatu nie jest dialog z biskupem, czy spór między Piotrem a Pawłem, ale próba ustanowienia zakazu głoszenia Ewangelii przez Sanhedryn. Co oczywiście zmienia całkowicie sens wypowiedzi, odwołującej się do Jezusowego: „jeśli nie wy, kamienie wołać będą”.
Pytaliśmy także naszego katechetę o sens spowiedzi. Jednym z powtarzającym się także dziś pytań było dlaczego przed księdzem. To również zapamiętałem. Wyjaśniając tak zwaną władzę kluczy, której częścią jest odpuszczanie grzechów, mówił że – cytuję – Kościół bez Jezusa nic nie może, ale Jezus nie chce bez Kościoła. Wątek warto przybliżyć.
Otóż w Kościele, do sprawowania sakramentu pokuty, potrzebne są nie tylko święcenia kapłańskie. (Choć zdaniem niektórych historyków były sytuacje, w których biskup udzielał tej władzy nie mającym święceń mnichom.) Potrzebna jest jeszcze tak zwana jurysdykcja, czyli władza otrzymana od biskupa. Wyraźnie mówi o niej tradycja Kościoła, Kodeks Prawa Kanonicznego i Katechizm. W ostatnim czytamy: „Biskup, widzialna głowa Kościoła partykularnego, już od czasów starożytnych jest uważany słusznie za tego, który przede wszystkim ma władzę i posługę pojednania; kieruje on ‘karnością pokutną’. Prezbiterzy, jego współpracownicy, pełnią tę posługę, o ile otrzymali tę misję od swojego biskupa (czy też przełożonego zakonnego), albo od papieża, zgodnie z prawem Kościoła” (KKK 1462). Wniosek jest oczywisty i nie podlega dyskusji. Nie ma mandatu od biskupa, nie ma ważnego rozgrzeszenia. Jest w prawie tylko jeden wyjątek: niebezpieczeństwo śmierci.
Dziś sprawa jurysdykcji do spowiadania jest, na mocy Kodeksu z 1983 roku, uproszczona. To znaczy mając władzę od swojego biskupa można z niej korzystać także na terenie innej diecezji. Ale przed nowymi regulacjami, chcąc spowiadać poza swoją diecezją, trzeba było prosić o zgodę biskupa miejsca. Dlatego, na przykład, na Jasnej Górze każdego dnia informowano przybywających księży pielgrzymów iż takową mają. Przy okazji ciekawostka: nie aż tak bardzo odległe są czasy, kiedy spowiedź wielkanocną można było odbyć tylko przed swoim proboszczem.
Kończąc życzę Czytelnikom, by na swojej drodze spotkali, jak my w liceum, mądrych katechetów i przewodników duchowych. Mądrych, to znaczy nie tyle rozpalających emocje, co umiejętnie i z miłością uczących twardo stąpać po ziemi, rozkoszować się Pismem świętym i rozumieć co znaczy być Kościołem i w Kościele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.