Kostium to coś sztucznego. Chrześcijaninem trzeba być z krwi i kości.
Przegapiłem. Dopiero dziś rano zauważyłem: wczoraj minęło 17 lat od śmierci brata Rogera. Tak, znamienny był ten rok 2005. Śmierć siostry Łucji w lutym – cóż... Potem w kwietniu śmierć Jana Pawła Wielkiego. No i potem, już w sierpniu... To był w sumie koniec jakiejś epoki, prawda? Objawienia w Fatimie nie wpływały jakoś specjalnie na moją religijność, ale styl Jana Pawła, styl brata Rogera... Dopiero po paru latach zauważyłem, że faktycznie sporo się po tym 2005 roku zmieniło. Zwłaszcza po roku 2013. I nie chodzi tylko o zmiany w Rzymie...
Nie żebym był w Jana Pawła czy brata Rogera zapatrzony jak w obrazek. Zawsze daleki byłem od opierania swojej wiary na ludziach. Ale dla mnie byli przedstawicielami pięknego chrześcijaństwa; chrześcijaństwa w swojej wierności radosnego, pełnego miłości i pokoju. Napisałbym: „ewangelicznego”, ale wiem, że jest w Ewangeliach też spora doza napięcia (zwłaszcza u Jana, gdzie właściwie ciągle toczy się spór), więc może powinienem powiedzieć „chrześcijaństwa kazania na górze” albo – jeszcze bardziej – tego spotkania Jezusa z uczniami nad Jeziorem Galilejskim, gdy Zmartwychwstały zanim cokolwiek wielkiego powiedział zwyczajnie przygotował im śniadanie.... A potem, po ich śmierci stopniowo coraz wyraźniej docierał do mnie inny obraz chrześcijan – wiecznych malkontentów, ciągle oskarżających, dystansujących się, żądających. Nie, nie tych i od tych, którzy są poza Kościołem. (Od) współbraci. Zawsze tylko źle, źle i jeszcze raz źle, a ja mam patent na jedynie prawdziwe chrześcijaństwo...
List brata Rogera „Żyć tym, co niespodziewane” znałem prawie na pamięć. Nie żebym go często czytał: jakoś sam z siebie wyrył się mocno w mojej pamięci. „Im bliżej będziesz komunii, tym bardziej wysilał się będzie kusiciel. By się uwolnić od przeciwnika, śpiewaj Chrystusa aż po pogodną radość”. Albo „Jeżeli osądzą cię fałszywie z powodu Chrystusa, tańcz i przebaczaj, tak jak przebaczył Bóg. Staniesz się niezrównanie wolnym” Albo też „Jeżeli w czasie modlitwy nie znajdujesz w sobie żadnej wyraźnej odpowiedzi Boga, to dlaczego się niepokoisz? Granica między pustką i pełnią jest nieuchwytna, tak samo jak między zwątpieniem a wiarą, między lękiem a miłością”. Podobnie, choć już nie tak mocno, było z listem, „Zdziwienie miłością”: „Nie przywołuj już własnych ciemności, by ukryć w nich swą odmowę. Szczęśliwy, kto zedrze swą rękę sprzed oczu i zdecyduje się podjąć to największe ryzyko: żyć Paschą razem z Jezusem”...
Dziś na usta ciśnie mi się pytanie, parafraza pytania Jana Pawła do Francuzów: „co zrobiliśmy ze swoim chrześcijaństwem?” Nie chcę wpisywać się w ten „narzekający” nurt chrześcijaństwa, ale tego pytania nie potrafię sobie nie zadawać. Bo chrześcijaństwo pełne prostoty radości i pokoju, nawet gdy dotknięte brudem grzechu, ciągle może być czymś, co pociąga. Ale czy mogą pociągać do Jezusa chrześcijanie, których głównym zajęciem jest wyszukiwanie drzazg w oczach współbraci? Którzy ciągle odcinają się od tych, o których okazało się, że upadli, by móc myśleć o sobie jako jednym z nielicznych sprawiedliwych? Nie, to wcale nie (tylko) domena „Kościoła zamkniętej twierdzy”. To chyba w jeszcze większym stopniu cecha „Kościoła otwartego”; otwartego, owszem, na wszelkie heterodoksje, ale nie potrafiącego opatrywać, podnosić, wspierać... Nawet miłość do bliźnich głoszącego besztaniem tych, którzy widzą sprawy ciut inaczej...
Dobrze, że kiedyś poznałem chrześcijaństwo brata Rogera, chrześcijaństwo świętego Jana Pawła, świętego Franciszka. Chrześcijaństwo ludzi, którzy nie oglądali się na innych, ale, choć tak różni, swoim życiem pokazali, jak będąc chrześcijaninem można pięknie żyć...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.