Siła, broń i pieniądze nigdy nie nadadzą przyszłości barw pokoju.
- Jest spokojnie, jak na wojnie – słyszę od siostry Agnieszki Gugały, która w Demokratycznej Republice Konga w ostatnich dniach znów znalazła się na pierwszej linii frontu. Nad ich misją i leżącym nieopodal szpitalem non stop fruwały pociski. – Żyjemy tylko z Bożej Opatrzności, bomby spadły po obu stronach naszego klasztoru, kilka centymetrów różnicy i już byłoby po nas. Wciąż przynosili do nas rannych, ściany miałyśmy czerwone od krwi – mówi misjonarka. Pod opieką ma 500 uchodźców na misji i 5 tys. w szpitalu. Do tego pomoc tylko jednego pielęgniarza.
To kolejna odsłona tlącego się od dwudziestu lat konfliktu między wojskami rządowymi i rebeliantami. W tle walka o bogactwa mineralne, które kryje kongijska ziemia i o chęć położenia na nich łapy przez sąsiednią Rwandę. Ale o tym głośno nie wolno mówić. Nawet gdy ku granicy z Kongiem płynie nieustanna rzeka doskonale wyposażonego wojska, to wspólnota międzynarodowa przymyka na to oko. Milczenie to konsekwencja „grzechów Zachodu” w czasie ludobójstwa w Rwandzie i zadośćuczyniającej zgody na rządy w tym kraju prezydenta Kagamy, który od prawie trzech dekad żelazną ręką rządzi tym krajem. Prawdą jest, że Rwanda niesamowicie się rozwija, ale to wszystko za cenę tego, co złupi siłą za granicą. Dla przykładu – Rwanda jest w regionie jednym z największych eksporterów diamentów, mimo że sama nie posiada ich na swoim terenie.
Misja Sióstr od Aniołów od kilkunastu dni znajduje się na terenie zajętym przez rebeliantów. Jest wiele ofiar i jeszcze więcej rannych, także matek z dziećmi. Dla siostry Agnieszki to nie pierwszy raz, kiedy stawia czoło takiemu wyzwaniu i mimo strachu organizuje pomoc medyczną, zastanawiając się zarazem, jak wykarmić tyle ludzi, którzy teraz są dosłownie na garnuszku Bożej Opatrzności. Apele o otwarcie korytarza humanitarnego, którym można by wyprowadzić rannych, chorych oraz kobiety z dziećmi z strefy walk na razie pozostają niewysłuchane. W mediach trudno znaleźć doniesienia o eskalacji konfliktu w regionie Północnego Kiwu. A ludzie bardzo cierpią. I pozostawieni na łaską losu będą cierpieć jeszcze bardziej, ponieważ kolejny konflikt wybuchł, kiedy ludzie zebrali z pól fasolę, soję czy kukurydzę. Pola są poorane przez bomby i pociski więc konsekwencją tej wojny będzie wielka bieda i pogłębiający się głód.
W programie zapowiadanej na luty papieskiej podróży do Konga jest także Goma, stolica regionu ogarniętego aktualnie walkami. Jak mówią misjonarze, ludzie czekają tam bardzo na Franciszka licząc, że przywiezie im tak bardzo upragniony pokój, który wiele osób zna jedynie z opowieści nawet nie rodziców a dziadków. To nie jedyne zapalne miejsce na ziemi, o którym zbyt rzadko słyszymy. Nie powinny więc dziwić niestrudzone wysiłki Franciszka na rzecz budowania międzyludzkiego braterstwa, jak chociażby trwająca wizyta w Bahrajnie. Papież przypomniał tam, że „jesteśmy świadkami dramatycznie infantylnego scenariusza: w ogrodzie ludzkości, zamiast troszczyć się o całość, igra się z ogniem, z pociskami i bombami, z bronią”. Aż do bólu trzeba przypominać, że „siła, broń i pieniądze nigdy nie nadadzą przyszłości barw pokoju, ponieważ powodują jedynie płacz i śmierć, pokrywając wspólny dom popiołem i nienawiścią”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.