Co w samochodzie ważniejsze: podgrzewane siedzenia czy silnik?
Słowa, słowa, słowa... Sam „param się słowem”, piszę różne rzeczy. Z perspektywy człowieka wierzącego. Piszę o sprawach ważniejszych, mniej ważnych, a często też błahych; bo czasem warto coś tam zauważyć. Ale prawda taka, że jak się nie zauważy, wielkiej szkody nie będzie. Staram się przy tym nie sprawiać wrażenia, jakoby moje widzenie rzeczywistości, także rzeczywistości wiary, było jedynym słusznym. Drażni mnie za to, kiedy ktoś pisze o sprawach trzeciorzędnych tak, jakby chodziło o fundamenty. No bo co w chrześcijaństwie jest najważniejsze?
Wieki temu, zima, góry, gdzieś między Krawców Wierchem a Rycerzową. Sprowokowany pytaniami chyba ze dwie godziny tłumaczyłem przygodnej towarzyszce wędrówki sprawy związane z chrześcijaństwem. Na koniec spytałem czy to, co powiedziałem, zmieni jakoś jej podejście do wiary. Odpowiedź jaką usłyszałem, bardzo uczciwą, pamiętam do dziś: „nie wiem czy mi zależy”.
Tak, rozumiem. Czemu by młodej, zdrowej i żądnej czerpania z życia pełnymi garściami kobiecie miało zależeć na tym, by wyznać, że Jezus jest Panem? Od tamtej pory widzę, z czasem coraz wyraźniej, że pierwszą, podstawowa prawdą wiary, którą trzeba ogłaszać światu jest „bez Chrystusa człowiek ma przerąbane”. I w jej świetle trzeba patrzyć na wszystko inne.
Nic nowego, to coś, co w bardziej rozbudowanej wersji nazywa się czasem czterema prawami życia duchowego, a w wersji bardziej uczonej kerygmatem. Tyle że w powodzi pięknych słów czy prób ujęcia tej myśli w sposób bardziej pozytywny, sedno sprawy czasem umyka, Ot powiedzieć, że Jezus jest jedynym Zbawicielem człowieka nie ma znaczenia dla kogoś, kto potrzeby zbawiania go nie odczuwa. Tak jak ująłem brzmi może nieelegancko i mało pobożnie, ale wskazuje na sedno sprawy.
No bo przerąbane (albo przechlapane - jak kto woli) ma człowiek, jeśli istnieje tylko materia, a świata duchowego nie ma. W najlepszym przypadku naszym końcem jest wtedy grób (bo można nawet tego nie mieć). Jeśli zaś istnieje Bóg, a nie byłoby tego, który nas odkupił, nawet gdybyśmy mieli żyć po śmierci, skazani bylibyśmy na wieczne życie w świecie.. no właśnie, jakim? Gdyby wierzyć hinduistom czy buddystom – świecie przekleństwa reinkarnacji, z którego wybawieniem będzie pogrążenie się w niebycie... Gdyby na serio brać to, co niesie ze sobą halloween – w świecie nieustającego koszmaru. Z większych czy bardziej znanych religii tylko te, które stawiają wymagania, mają jasną (w sensie pogodną) wizję wieczności. Między innymi (dla mnie przede wszystkim) chrześcijaństwo: uwierz Jezusowi, idź drogą która wskazał, a będziesz miał życie wieczne.
Takie postawienie sprawy – w centrum „bez Chrystusa człowiek ma przerąbane” – wiele zmienia. I dla tych, którzy wiarę w Chrystusa głoszą i dla tych, którzy zastanawiają się czy ją przyjąć czy odrzucić. Oczywistym wtedy staje się, że człowiek, czy to modląc się, czy przychodząc na Mszę, czy decydując się na zawarcie małżeństwa w Kościele czy nawet przestrzegając przykazań, nie robi Bogu łaski. Jest odwrotnie: to Bóg jest wobec nas łaskawy i chce dać nam życie wieczne. Ale nic nie stanie się bez nas: my też musimy tego zbawienia chcieć i by je osiągnąć, coś w tym kierunku zrobić. Uwierzyć. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Całe więc to gadanie, że modlę się czy idę do kościoła tylko kiedy mam taką potrzebę, podobnie jak kwestionowanie słuszności tego czy innego przykazania, jest w tym kontekście po prostu głupie. Nie inaczej jest z praktykowanym przez wielu „otwartych” chrześcijan tak wielkim zrozumieniem dla buntu wobec Boga, Kościoła czy przykazań, że wywołującym jedynie ich lekceważenie. I nawet mówienie o duchowości, przeżywaniu świąt, zejściu z kanapy i wielu, wielu innych ma sens tylko wtedy, gdy u podstaw jest właśnie to przekonanie, że to nie Bóg potrzebuje nas, ale my Jego.
To nic nowego. W kluczu „co Chrystus może mi dać i czego w zamian żąda ode mnie” jest napisana Ewangelia Marka, według wielu najstarsza z Ewangelii. I tak powinniśmy zawsze sprawę stawiać. Oczekiwanie, że Kościół będzie ciekawą, ale ograniczoną do doczesności alternatywą dla tego, co ma do zaoferowania dzisiejszy świat, jest straszliwie naiwne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.