„Jesteśmy owocem przemyślanego i dobrowolnego wyboru ze strony Boga”.
Jest taka scena we wszystkich chyba, mniej lub bardziej kiczowatych filmach o miłości, od której ma rozpocząć się „długo i szczęśliwie”: kiedy wymyślone przez scenarzystów zawiłości losu się kończą, przeszkody zostają usunięte, a bohaterowie odkrywają: „On wybrał mnie”, „Ona wybrała mnie”. Nienależnie od tego, co myślimy o takich filmach, możemy sobie wyobrazić towarzyszące postaciom poczucie ważności chwili, która naznaczy ich przyszłe losy, łzy wzruszenia i to przeszywające na wskroś zrozumienie: „Jestem na właściwym miejscu”.
Właściwie w przestrzeni wiary dokonuje się z nami coś podobnego. Piszę „dokonuje”, z niejakim patosem, aby podkreślić rangę tego wydarzenia, choć niekiedy zewnętrznie jest to coś bardzo prostego i przydarza się nam wielokrotnie. Czy bowiem wszystkie te momenty, kiedy wśród zawiłości własnego życia odkrywamy obecność Boga, nie są tym właśnie –uświadomieniem sobie, że jesteśmy wybrani, kochani?W dziwny sposób właściwi: tacy jak trzeba, tu gdzie trzeba. Pisze karmelita Wilfrid Stinissen: „Jesteśmy owocem przemyślanego i dobrowolnego wyboru ze strony Boga, który jest wyborem z miłości spośród nieskończonej liczby możliwości (…) Dziękować zato, że Bóg chce i stwarza cię, jest elementarnym «obowiązkiem», a równocześnie czymś, co ci dobrze robi, ponieważ potwierdza twoją prawdziwątożsamość: pozwala ci scalić się z najgłębszą podstawą twojej istoty”.
Modlitwa w pustej kaplicy, zachód słońca, spojrzenie na bawiące się dzieci, chłodny dotyk dłoni na rozgorączkowanym czole – te i inne banalne w sumie i wyeksploatowane obrazki znaczyć potrafią tak wiele i to raz po raz. Wydawać by się mogło, że my – wyedukowani, niezależni – powinniśmy doświadczyć prawdy o wszechświecie i swoim w nim miejscu w sposób jak najbardziej wysublimowany (może niektórzy tak mają). Zazwyczaj jednak dzieje się to w całkiem zwyczajnym entourage’u, jakby na przekór naszym wygórowanym ambicjom.
Niekiedy czekamy na jakieś poruszające wydarzenie, które powiodłoby nas w tę lub tamtą stronę, na jakiś przebłysk, światło, znak. Być może przyjdą, być może nie – tego nie wiem. Być może jednak moglibyśmy wymknąć się tej nieznośnej presji oczekiwania na coś większego. Może nie ma nic złego w tym, że czas przepływa zwyczajnie, godzina po godzinie, chwila po chwili. Może nasze dziękczynienie dzisiaj jest ważniejsze od tego, co może się jeszcze wydarzyć. Ono – dziękczynienie – zakorzenia nas w rzeczywistości.
Być stworzonym oznacza, że ktoś mnie kocha.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.