Kiedy zbyt mocno pragniemy ideału, jesteśmy skazani na porażkę. Przynajmniej tak twierdzi Isabelle Prêtre.
Po niedzielnych kazaniach człowiek czuje się czasem jak ogłuszony. Najpierw przebywający w wysokich rejestrach, uderzani w czułe struny ducha, odczuwający rezonans, który wywołują w nas wielkie słowa, wskazówki, zachęty… A niedługo potem zanurzeni we wszelakie odmiany poniedziałków. Do pracy i z pracy, modlitwa jak szykowanie kanapek i mycie zębów, jednostajność poczynań odtąd-dotąd. Czasem tak, jakby te dwa (?) światy nijak nie chciały się zazębić: świat ducha i tzw. proza życia. Albo znajomi pytający z nieustającym entuzjazmem: byłaś tam?, widziałaś to?, czytałaś? Nie, nie i jeszcze raz nie. I wielką kulturę mamy czasem i na wyciągnięcie ręki, i za murem nie do przebycia, czyż nie?
Tak, tak – moglibyśmy zapewne lepiej się zorganizować. Wyznaczyć sobie ambitniejsze cele. Albo chociaż chodzić na mszę z dyskretnym notatnikiem – jak poeci próbujący przetłumaczyć wrażenia na słowa, zawsze gotowi do zapisania tego, co świat ma im do powiedzenia… Czy nie jesteśmy niekiedy ciut rozczarowani, że nasza wiara – te wyżyny ducha, na których chcielibyśmy przebywać – jakoś słabo przekłada się na zwykłą egzystencję na tym łez padole? Mistrzowie przegapiania. Ze wszystkich rzeczy, w których moglibyśmy ćwiczyć się codziennie, ta jest najpowszechniejsza: przegapiać co tylko się da.
Kiedy zbyt mocno pragniemy ideału, jesteśmy skazani na porażkę. A przynajmniej tak twierdzi Isabelle Prêtre. W wydanej ostatnio książce Święci „psychologowie” przygląda się intuicjom, jakie płyną z postawy rozmaitych świętych. Najpierw: Benedykt i Scholastyka – reguła benedyktyńska, ora et labora itepe. Wynotowuję: „ten, kto nieustannie goni za ideałem, w rzeczywistości nie jest w stanie kochać samego siebie takim, jaki jest”. „Realizm polega na współdziałaniu z tym, co się ma. Ze swoim charakterem. Z charakterem innych. Ze swoim zdrowiem. Ze zdrowiem innych. I na byciu świadomym, że ludzie są wrażliwi i że życie nie jest łatwe” (s. 31).
Niby nic nazbyt odkrywczego, a przecież dotyka punktu zapalnego w nas: dziwacznego poczucia, że żyjąc po naszemu, rozmijamy się z tym, co wysokie, istotne, piękne. Oczywiście, kto jak kto, my wiemy, że tak nie jest. Przebywanie w Bożej obecności, „czy jecie, czy pijecie” – i tak dalej. Przykładów na harmonię, błogosławieństwo dla zwykłych spraw jest wiele, ale niech podniesie rękę ten, kogo nie zabolało czasem to poczucie dysproporcji, ten dysonans między idealnym życiem człowieka wierzącego, życiem sprawami Królestwa (tak jak sobie to wyobrażamy), a niuansami dnia codziennego: dokuczliwymi, rozpraszającymi, męczącymi nasze plecy i głowy.
Pokochać własne życie. (Banał, prawda?) Patrzeć na nie, na samych siebie z czułą miłością, jak Bóg. To się wydaje – niekiedy przynajmniej – nie do zrobienia. Jesteśmy łasi na zmiany, na rozwój, na poczucie, że idziemy do przodu. A tu takie zanieś-przynieś-pozamiataj…
Realizm jednak, pamiętajmy. Realizm. Bo życie nie jest łatwe. Wiadomo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Minister obrony zatwierdził pobór do wojska 7 tys. ortodoksyjnych żydów.
Zmiany w przepisach ruchu drogowego skuteczniej zwalczą piratów.
Europoseł zauważył, że znalazł się w sytuacji "dziwacznej". Bo...
Zamierzam nadal służyć Polsce na tym stanowisku - podkreślił.
To jedno z sześciu świąt nakazanych w Kościele w Polsce, które wypadają poza niedzielami.