To, o czym czytałem przed paroma tygodniami na temat „wydarzeń z Dąbrowy”, także mnie zagniewało, oburzyło i wściekło. I napełniło wstydem. Nie wystarczy jednak sam gniew. Nie wystarczy wstyd. Potrzebne jest działanie. I chcę was zapewnić, że takie jest podejmowane – powiedział 14 stycznia abp Adrian Galbas w Dąbrowie Górniczej.
Tymczasowy administrator, kierujący diecezją do czasu mianowania nowego biskupa sosnowieckiego, wygłosił kazanie w sanktuarium Matki Bożej Anielskiej. To w jego pobliżu doszło do skandalicznych zdarzeń.
- Dziś wielu świeckich, patrząc na życie duchownych mówi: jak wy żyjecie? Choć my nie przyjmowaliśmy święceń, choć nie mieliśmy takiej formacji duchowej jak wy, choć nie zobowiązywaliśmy się do spraw tak wzniosłych jak wy, żyjemy uczciwiej. I wielu z tego powodu opuszcza wspólnotę Kościoła. Ja Kościoła nie opuściłem, ale to, o czym czytałem przed paroma tygodniami na temat „wydarzeń z Dąbrowy”, także mnie zagniewało, oburzyło i wściekło. I napełniło wstydem – przyznał arcybiskup.
Przytoczył ostre słowa średniowiecznego biskupa Paryża Wilhelma z Owernii, który tak opisywał ówczesne skandale: „Któż by nie zadrżał ze strachu na widok Kościoła będącego w stanie takiego zdziczenia i okropności, że każdy, kto na to patrzy, martwieje z przerażenia. Widząc tak straszliwe jego zeszpecenia, każdy nazwałby go prędzej Babilonem niż Kościołem Chrystusa. To nie jest Oblubienica, to monstrualny, zdziczały potwór”.
- Przepraszam! Każdą i każdego. Przepraszam was, parafian tej parafii i mieszkańców Dąbrowy. Staliście się bez własnej winy częścią tej niesławy – powiedział abp Galbas.
Dodał, że „trwa postępowanie w prokuraturze, z którą jako Kościół współpracujemy. (…) Trwa także uczciwe postępowanie kanoniczne. Gdy zostanie zakończone, na pewno będziecie poinformowani o jego wyniku - podkreślił.
- Chcę wam także podziękować za wasze zdrowe reakcje na tamte zdarzenia. Za modlitwę i konkretne działanie. Chcę także bardzo podziękować wielu wspaniałym, uczciwym księżom, tak, w diecezji sosnowieckiej, jak i w każdej innej. I w każdym jednym zakonie. Za to, że każdego dnia wiernie idą za Chrystusem - mówił arcybiskup.
Oto pełny tekst kazania:
„Radością jest dla mnie, pełnić twoją wolę.”
Siostry i Bracia!
Chciałem tu przyjechać, aby pomodlić się przed słynącą łaskami figurą Matki Bożej Anielskiej w tej sławnej bazylice w Dąbrowie Górniczej. Maryi i Jej wstawiennictwu chciałbym powierzyć wszystkie sprawy diecezji, a zwłaszcza intencję o wzrost w świętości oraz o wybór nowego biskupa tej wspólnoty.
Oby był pasterzem pasterzy, czyli księży, i pasterzem każdej i każdego wiernego świeckiego. Oby miał serce wierzące i hojne, mnóstwo czasu dla ludzi. Oby umiał słuchać. Oby był łagodny wtedy, gdy trzeba być łagodnym i stanowczy, wtedy gdy trzeba być stanowczym. Oby nie uciekał przed decyzjami, zwłaszcza trudnymi.
Bardzo was proszę o modlitwę o Biskupa i za Biskupa, a gdy już zostanie wybrany o współpracę z nim i wszelką pomoc.
Przyjechałem tu także po to, by was raz jeszcze przeprosić za to, że wielu ludziom w Polsce i na świecie dąbrowska parafia Matki Bożej Anielskiej nie kojarzy się z Matką Bożą Anielską, z cudowną figurą, z czystością i niewinnością Maryi, a także z prężnie działającą parafią. Kojarzy się z bezeceństwem i grzechem, ze sprawami, o których św. Paweł powie, że są robione po kryjomu i nawet wstyd o nich mówić. Tylko, że Paweł pisał o poganach (por. Ef 5,12).
Gdy wpiszemy w internetowe wyszukiwarki hasło „Księża z Dąbrowy”, albo nawet i samą „Dąbrowę Górniczą”, przeczytamy nie o świętości, a o grzechu. I pierwszą naturalną reakcją jest oburzenie i gniew. Zaraz potem wstyd.
Przypomina się to, co pisał Wilhelm z Owernii (średniowieczny teolog i filozof, bp Paryża): „Któż by nie zadrżał ze strachu na widok Kościoła będącego w stanie takiego zdziczenia i okropności, że każdy, kto na to patrzy, martwieje z przerażenia. Widząc tak straszliwe jego zeszpecenia, każdy nazwałby go prędzej Babilonem niż Kościołem Chrystusa. To nie jest Oblubienica, to monstrualny, zdziczały potwór”.
Nie wybieramy dzisiejszych czytań, także tego bolesnego kawałka z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. „Ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana” (1 Kor 6,13c), pisze Paweł. A potem: „strzeżcie się rozpusty” (1 Kor 6, 18). Tak, ówczesny Korynt znany był między innymi z szerzącej się tam rozpusty, czego echo pozostało na wieki choćby w określeniu „córa Koryntu”.
Rozpusta w Koryncie niejedno miała imię. Było ku niej wiele okazji. Korynt położony był na wąskim przesmyku łączącym Peloponez z resztą kontynentu. Ta lokalizacja spowodowała, że przebiegał tamtędy międzynarodowy ruch morski. Nie było jeszcze kanału korynckiego (choć jego budowę obmyśli już Neron, powstanie ostatecznie dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku), ale już wtedy uznano, że warto skrócić drogę z jednego morza na drugie i to o jakieś 700 km, można było w ten sposób zaoszczędzić czas i siły. Duże statki rozładowywano, a towar przewożono lądem z portu w Zatoce Korynckiej na Morzu Jońskim do drugiego portu w Zatoce Sarońskiej na Morzu Egejskim i ładowano na inny statek. Mniejsze natomiast przeciągano razem z ładunkiem specjalną drogą. Tak samo w przeciwnym kierunku. Robili to niewolnicy. Trwało to trochę, choć krócej niż sama podróż. Miasto było więc znanym ośrodkiem handlu i rozrywki. Nieustannie przebywali tam marynarze, kupcy i podróżni. Było tam mnóstwo ludzi, którzy mieli mnóstwo czasu. Czymś trzeba go było wypełnić.
Dodatkowo: na pobliskim skalistym wzgórzu Akrokorynt, znajdowała się świątynia poświęcona greckiej bogini Afrodycie, gdzie przebywało ponad tysiąc kapłanek, które uprawiały sakralną prostytucję.
I właśnie w takim mieście i w takich warunkach powstała wspólnota chrześcijańska. Chrześcijanie wywodzili się z pogańskich rodzin, z tamtej kultury. Byli przez nią kształtowani, nią przesiąknięci i w niej wychowywani. I Paweł mówi im coś niezwykle trudnego: musicie się temu przeciwstawić. Nie zbrojnie, lecz moralnie. Tak nie może być między wami. Musicie prowadzić inne życie niż poganie. Musi to być życie ambitniejsze, solidniejsze, bo poznaliście Chrystusa, który odmienia życie. Jesteście świątynią Ducha. Tu Akrokorynt z kapłankami i prostytucją, a on mówi: wy jesteście świątynią! „Czyż nie wiecie, mówi, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6,19-20). Szalone!
Dzisiaj apel Pawła jest aktualny tak samo i tak samo "szalony". Żyjąc w kulturze, w której tak wiele jest hedonizmu i mentalności: „zużyj i wyrzuć”, dotyczącej nie tylko rzeczy, ale także ludzi, także relacji, potrzebna jest kultura chrześcijańska, która umie proponować życie inne, wybory, oparte na prawach ewangelii, a nie tylko na powierzchownych żądzach i krótkotrwałych celach.
To dotyczy oczywiście każdego z nas, każdego ochrzczonego, ale tym bardziej duchownych. Dziś wielu świeckich, patrząc na życie duchownych mówi: jak wy żyjecie? Choć my nie przyjmowaliśmy święceń, choć nie mieliśmy takiej formacji duchowej jak wy, choć nie zobowiązywaliśmy się do spraw tak wzniosłych jak wy, żyjemy uczciwiej. I wielu z tego powodu opuszcza wspólnotę Kościoła.
Ja Kościoła nie opuściłem, ale to, o czym czytałem przed paroma tygodniami na temat „wydarzeń z Dąbrowy”, także mnie zagniewało, oburzyło i wściekło. I napełniło wstydem. Od razu przyszedł mi na myśl tekst z Księgi Proroka Daniela, który odczytujemy zwłaszcza w Wielkim Poście: „Zbłądziliśmy, popełniliśmy nieprawość i zbuntowaliśmy się, odstąpiliśmy od Twoich przykazań. Nie byliśmy posłuszni Twoim sługom, prorokom, którzy przemawiali w Twoim imieniu do naszych królów, do naszych przywódców, do naszych przodków i do całego narodu kraju. U Ciebie, Panie, sprawiedliwość, a u nas wstyd na twarzach” (Dn 9.5-7).
To jest wstyd każdego pobożnego, wierzącego człowieka. Także mój wstyd „Dla was jestem biskupem, z wami jestem chrześcijaninem”, mówił św. Augustyn. To właśnie stąd bierze się mój gniew i mój wstyd. Z tego podwójnego źródła: jako chrześcijanina, członka Kościoła katolickiego, oraz tego, który ponosi teraz odpowiedzialność za lokalny Kościół w Sosnowcu.
Przepraszam! Każdą i każdego. Przepraszam was, parafian tej parafii i mieszkańców Dąbrowy. Staliście się bez własnej winy częścią tej niesławy.
Nie wystarczy jednak sam gniew. Nie wystarczy wstyd. Potrzebne jest działanie. I chcę was zapewnić, że takie jest podejmowane. Jak dobrze wiecie trwa postepowanie w prokuraturze, z którą jako Kościół współpracujemy. Chcemy tu pomagać. Trwa także uczciwe postępowanie kanoniczne. Gdy zostanie zakończone, na pewno będziecie poinformowani o jego wyniku.
Chcę wam także podziękować za wasze zdrowe reakcje na tamte zdarzenia. Za modlitwę i konkretne działanie.
Chcę także bardzo podziękować wielu wspaniałym, uczciwym księżom, tak, w diecezji sosnowieckiej, jak i w każdej innej. I w każdym jednym zakonie. Za to, że każdego dnia wiernie idą za Chrystusem, Barankiem Bożym, że doświadczywszy piękna zamieszkiwania z Nim, pozostają z Nim na dobre i na złe (por. J 1,35-42), na łatwe i na trudne, a także, że sami – jak Jan Chrzciciel - pokazują Go innym. Nie tylko podczas mszy św., unosząc konsekrowaną hostie mówią: „Oto baranek Boży” (J 1,36), ale pokazują Chrystusa poprzez przykład własnego życia. Dziękuję im, że się modlą, że pracują, że są! Bez wielkiego szumu i bez wielkiego halo. Są. Dziękuję za to, że „chcę” wypowiedziane w dniu święceń, jest „chcę” wypowiadanym przez nich każdego dnia. Mimo wszystko. Dziękuję wam, Bracia.
Niech to, co przeżyliśmy mobilizuje nas wszystkich, począwszy ode mnie, niech mobilizuje księży, zakonnice i zakonników i każdego ochrzczonego, do życia zgodnego z Ewangelią.
„Przychodzę Boże pełnić twoją wolę”, tak śpiewaliśmy przed chwilą w refrenie Psalmu responsoryjnego, a potem powtarzaliśmy słowa samego Psalmisty: „Radością jest dla mnie pełnić twoją wolę, mój Boże, a twoje prawo mieszka w moim sercu” (Ps 40,9).
Wolą Bożą jest przede wszystkim nasze uświęcenie (por. 1 Tes 4,3). Wolą Bożą jest świętość naszego życia. To o spełnienie tej woli modlimy się codziennie w Modlitwie Pańskiej. Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Nie tylko na ziemi w ogóle, ale także na tej ziemi, którą jest moja chrześcijańska codzienność. Oby tak się stało!
Każdego dnia Pan woła nas po imieniu, jak zawołał Samuela. Także i w nas jest stary człowiek, jak Heli z dzisiejszego czytania, który mówi nam: „wróć i połóż się spać” (1 Sm 3,5), idź spać, nie budź się, nie podnoś, nie chciej niczego więcej. Tak jest dobrze, gdy wszyscy jesteśmy w błogiej drzemce. Jeśli nie ma w nas determinacji młodego Samuela, jego uporu, gaśniemy i głuchniemy. Stary człowiek w nas zwycięża. Ile jest takich zmarnowanych wezwań, straconych powołań. Ludzi, którzy byli wzywani do rzeczy wielkich, ale zgaśli, pozostali w letargu.
Tak może być też w Kościele. Niektóre jego struktury, zwyczaje, sposoby działania są jak stary Heli. Nie chcą zmiany, nie chcą nowości. Zamiast wsłuchiwać się w głos Pana, rozeznawać i czuwać, wolą twierdzić, że wszystko wiedzą lepiej. A przede wszystkim lepiej wiedzą to, że lepiej jest spać. I w ten sposób Kościół wiele przespał i wiele przesypia. Ciągle na to niebezpieczeństwo zwraca nam uwagę papież Franciszek.
Czyśćmy więc co dnia nasze ucho wewnętrzne, aby słyszeć Jego głos, głos, który nas budzi z letargów, półsnów i snów, a potem idźmy za Nim.
Oby poprzez przykład naszego uczciwego, prawego i moralnie uporządkowanego życia, inni poczuli się pociągnięci do Boga, a nie od Niego odepchnięci. Oby byli uświęceni, a nie zgorszeni, oby byli dumni, że są w Kościele, a nie musieli się tego wstydzić.
Raz jeszcze proszę was o modlitwę!
Amen.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.