Tegoroczny festiwal w Cannes zdominowały dwa wydarzenia. Jedno filmowe, a drugie pozafilmowe.
Do tych filmowych należy niespodzianka jaką zgotowało Jury przyznając Złotą Palmę, najważniejszą nagrodę festiwalu, „Drzewu życia” Terrence’a Malicka. O filmie było głośno jeszcze przed festiwalem. Nic dziwnego. Każdy film Terrenc’a Malicka staje się wydarzeniem, tym bardziej, że reżyser w swojej długiej karierze nakręcił tylko pięć filmów.
„Drzewo życia” Malicka, w którym wystąpili Brad Pitt, Sean Penn i Jessica Chastain, to nie tylko rozgrywająca się na przestrzeni wielu lat opowieść o rodzinie z amerykańskiego środkowego Zachodu. To film pełen wizjonerskich, niesamowicie plastycznych obrazów, w którym reżyser dotyka podstawowych problemów egzystencjalnych zadając pytania na temat cierpienia, sensu wiary i życia.
Reżyser nie przybył na ceremonię wręczania nagród. W jego imieniu Palmę odebrali producenci „Drzewa życia”. Malick należy do najbardziej zagadkowych postaci amerykańskiego kina. Nie udziela wywiadów, nie występuje publicznie, a każdy jego film staje się wydarzeniem. Jest katolikiem. Jego przyjaciel, znany aktor Martin Sheen, gwiazda „Czasu apokalipsy" powiedział, że to dzięki rozmowom z Malickiem powrócił do Kościoła katolickiego.
W krajobrazie amerykańskiej kinematografii jego miejsce jest wyjątkowe. Idzie pod współczesnym trendom światowego kina. Jak się okazało jurorzy festiwalu też poszli pod prąd, bo zdarzało się, że główne nagrody ze względów politycznych otrzymywały filmy, które kompletnie na to nie zasługiwały. Wystarczy przypomnieć chociażby lewacką agitkę Michaela Moora „Farenheit 9/11" nagrodzoną Złotą Palmą w 2004 roku. W tym roku Jury nagradzając dzieło Malicka pominęło wiele innych faworyzowanych filmów, w tym głośny już „Habemus papam” Nannio Morettiego z udziałem Jerzego Stuhra. Coś się jednak zmienia na lepsze skoro w ubiegłym roku jedną z głównych nagród wyróżniono „Ludzi Boga”. Należy to docenić.
Wydarzeniem pozafilmowym okazała się afera związana z wypowiedzią Larsa van Triera. Twórca „Antychrysta” został uznany personę non grata, kiedy w czasie konferencji prasowej, powiedział, że rozumie Hitlera, a Izrael określił „wrzodem na d…”. Dyrekcja zareagowała błyskawicznie wyrzucając reżysera z festiwalu. Była to pierwsza tego typu reakcja organizatorów w historii konkursu na którym przecież nie brakowało bulwersujących czasem wystąpień. Ciekawe, czy decyzja byłaby podobna, gdyby reżyser powiedział, że sympatyzuje z komunistami i rozumie Stalina?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.