Wysłannik prezydenta USA Joe Bidena na Bliski Wschód Amos Hochstein ostrzegł libański Hezbollah, że jeżeli nie zaprzestanie ataków na Izrael, Stany Zjednoczone nie będą w stanie powstrzymać tego kraju przed inwazją na Liban - informują amerykańskie media.
Administracja Bidena obawia się, że otwarta wojna między Izraelem a kontrolującym południe Libanu i wspieranym przez Iran Hezbollahem jest coraz bardziej prawdopodobna - napisał w poniedziałek portal Axios. USA chcą zapobiec większemu konfliktowi, którego niebezpieczeństwo wzrasta wraz z nasilającymi się ostrzałami i coraz gwałtowniejszą retoryką obu stron.
Podczas swojej niedawnej wizyty w Bejrucie Hochstein poprosił przewodniczącego parlamentu Nabiha Berriego o przekazanie przywódcy Hezbollahu Hasanowi Nasrallahowi wiadomości, że jego założenie o tym, iż USA kontrolują Izrael jest błędne - relacjonował Axios. Wysłannik Bidena dodał, że USA nie będą w stanie powstrzymać Izraela, jeżeli napięcie na granicy jeszcze bardziej wzrośnie, a Hezbollah powinien pośrednio negocjować z Izraelem, a nie eskalować sytuację.
Hezbollah odpowiedział, że chociaż nie chce wojny, może zadać Izraelowi poważne straty, jeżeli ten zaatakuje Liban. Ponieważ USA uznają proirański Hezbollah za organizację terrorystyczną, rozmowy z tym szyickim ugrupowaniem toczone są przez pośredników.
Wielu amerykańskich urzędników wydaje się już pogodzonych z tym, że Izrael w najbliższym czasie wykona poważne uderzenie na Hezbollah - poinformował z kolei portal Politico. Hezbollah musi zrozumieć, że USA pomogą Izraelowi obronić się przed jego odwetem - zaznaczyły źródła portalu w administracji.
Amerykański sekretarz stanu Antony Blinken podczas poniedziałkowego spotkania z ministrem obrony Izraela Joawem Galantem podkreślił konieczność unikania dalszej eskalacji i szukania dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Zaznaczył, że takie wyjście powinno umożliwić powrót do domów dziesiątkom tysięcy osób ewakuowanych z przygranicznych terenów obu państw.
Wezwania zagranicznych dyplomatów do wstrzemięźliwości i spokoju wzrosły po poniedziałkowym wystąpieniu premiera Izraela Benjamina Netanjahu, który ostrzegł, że za prowadzoną na wielu frontach kampanią przeciwko jego państwu stoi Iran - napisał dziennik "Jerusalem Post". "Walczymy o nasze przetrwanie, walczymy na siedmiu frontach. Tymi atakami kieruje Iran, który otwarcie dąży tego, by nas zniszczyć. Iran i jego pośrednicy chcą to zrobić przez ataki rakietowe i najazd na nasze terytorium" - powiedział w poniedziałek Netanjahu w parlamencie.
Axios zaznaczył jednak, że bliscy współpracownicy Netanjahu, którzy niedawno byli w Waszyngtonie, przekazali, że izraelski premier również nie chce wojny z Hezbollahem i liczy na rozwiązanie dyplomatyczne.
Na razie urzędnicy amerykańscy i izraelscy starają się doprowadzić do zawieszenia broni w Strefie Gazy, nie wydaje się, by porozumienie było bliskie, ale rozejm przyczyniłby się do deeskalacji napięcia między Izraelem i Hezbollahem - zauważył Axios. Konflikt i wzajemne ostrzały na granicy izraelsko-libańskiej trwają od lat, ale po ataku Hamasu na Izrael i wybuchu wojny w Strefie Gazy Hezbollah je nasilił, deklarując, że wspiera w ten sposób walkę Hamasu.
Z Jerozolimy Jerzy Adamiak
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.