Reklama

Piąte: nie zabijaj

Nożem, trucizną, przyciskiem powodującym start balistycznej rakiety? Nie tylko.

Reklama

Jak to mówili czasem rodzice sprawiającym poważne kłopoty dzieciom? „Ty mnie wpędzisz do grobu”. To możliwe? Można, nawet bez złych intencji, dołożyć komuś tyle zmartwień, że skróci się jego życie? Tak, pytam w kontekście dość nagłej śmierci pani Barbary Skrzypek. Zmarła kilkadziesiąt godzin po jej przesłuchaniu, jako świadka w sprawie, przez panią prokurator i dwóch adwokatów, w tym wypadku pełniących funkcję oskarżycieli. Ale bez jej własnego pomocnika, którego do czynności nie dopuszczono. To jak?

Stojąc nad grobem mojego dziadka widzę dwa inne groby. Tuż obok, po lewej stronie, grób pewnej starszej pani, na którym, dobrych już kilkanaście lat temu, dopisano inne imię i nazwisko. Mojej sąsiadki z piętra niżej. Nie znałem jej, nie kojarzyłem, choć pewnie musiałem ją nieraz mijać na korytarzu. Ale bloczysko wielkie. W pewnym momencie... Rzecz niebywała. Na korytarzu pojawiły się napisy, że jest złodziejką, że ma oddać co ukradła. Ktoś nawet oblał farbą olejną prowadzące do jej mieszkania drzwi. I przy okazji pół podłogi korytarza... Nie wiem, czy dobrze kojarzę o jaką konkretnie sprawę chodziło, czy faktycznie była winna czy nie, dlatego nie chcę pisać więcej.  W każdym razie po tych wydarzeniach kobieta dość szybko z tego świata się zwinęła...

Drugi nagrobek znajduje się po prawej, nieco dalej, ale dobrze widzę imię i nazwisko. To pani psycholog, u której szukał ratunku w swoich problemach pewien młody człowiek, mój dawny znajomy. Wśród wielu jakie miał z sobą był i ten, że obwiniał się o śmierć swojej matki... Nie, w żaden konkretny sposób. Zmarła na nowotwór. Tyle, że – jak mówił – sprawiał jako dzieciak tyle problemów, że to na pewno przez niego. Na nic zdawały się tłumaczenia, że jedno z drugim ma związek więcej niż luźny...

Jak więc to jest? Można kogoś „wpędzić do grobu” czy nie? Ocenę zostawiam czytelnikom.Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden, istotny w całej sprawie szczegół. I znów przytoczę przykład. Otóż pojawiła się wczoraj informacja, o policjantce, która walczyła o uniewinnienie w sprawie o nadużycie uprawnień. Chodziło o przebadanie alkomatem ojca opiekującego się dzieckiem. Badanie wykazało 0,5 promila. Sęk w tym, że ojciec był prokuratorem...

I w tym wypadku nie zamierzam rozstrzygać o czyjejś winie czy jej braku. Pierwszy sąd ją skazał, drugiej instancji ją uniewinnił. Chodzi mi raczej o pytanie: a gdyby nie chodziło o prokuratora? Gdyby chodziło o budowlańca, nauczyciela, urzędnika...  Jak sprawy by się potoczyły?

Otóż to: prokurator, adwokat, sędzia to ludzie, którzy na co dzień mają do czynienia z prawem i prawnymi procedurami: przesłuchaniami, zeznawaniem i temu podobnymi. Dla nich stawanie przed sądem nie jest problemem. Dla budowlańca, nauczyciela, urzędnika, pielęgniarki, kierowcy i wszystkich innych to coś, co samo w sobie jest już stresujące. I czego zazwyczaj bardzo chcieliby uniknąć. Nawet gdyby to oni byli pokrzywdzeni. Cóż dopiero, gdy istnieje obawa, że sami zostaną oskarżeni... Nie jest tak? Prawnicy doskonale zresztą o tym wiedzą. Wiedzą, że jak wysmażą pismo pełne mądrych słów i paragrafów, w których żądać będą tego czy innego, to zwykły człowiek będzie przestraszony, choćby był niewinny jak święty Alojzy. I że pójdzie na daleko nawet idące ustępstwa, byle tylko uniknąć uwikłania w proces. Zwłaszcza że...

Do dziś śmiejemy się w redakcji, że organizując konkursy z nagrodami książkowymi nie mogliśmy pisać, że „wśród tych, którzy nadeślą prawidłowe odpowiedzi ROZLOSUJEMY trzy książki”. Bo dla urzędnikoprawników słowo „losowanie” wskazywało, że prowadzimy działalność na polu gier losowych; hazardu, w którym są wielkie pieniądze. Jakoś nie przyszło im do głowy, że „nie prawnik” może posługiwać się słowami zgodnie z ich znaczeniem wyjaśnionym w słowniku języka polskiego, nie takiej czy innej ustawy. Podobnie było w przypadku, w którym prawnicy pewnego  adwokata (sic!) straszyli nas procesem za użycie sformułowania, że ów pan był „oskarżony”, gdy tymczasem zgodnie z jakimiś tam prawnymi zasadami, potwierdzonymi później niż powstał ów tekst przez sąd, zarzuty prokuratorskie "nie zostały mu skutecznie przedstawione", więc oskarżonym, w sensie w jakim to jest rozumiane przez prawo, nie był.... I dziwić się, że dla nieprawnika kontakt z instytucjami wymiaru sprawiedliwości to zawsze stres? Jak to w kawale mówi sędzia oskarżony, że pies jego żony pogryzł sąsiada? Że choć nie ma ani psa ani tym bardziej żony, to jak sprawa trafi do sądu, różnie być może....

Wracając do sprawy, od której rozpocząłem... Co przeżywała przed i po przesłuchaniu śp. pani Barbara wiemy tylko z relacji jej znajomych. Jak przebiegało przesłuchanie nie wiemy. Bo nie było ono nagrywane, a deklaracje trójki uczestniczących w nim prawników z oczywistych powodów nie są wiele warte. Podobnie jak protokół: nie odda emocji. Nikogo nie oskarżam. Nie mam podstaw. Myślę jednak...

Myślę, że prawo i praktyka z nim związana pozwalają dziś prawnikom używać z premedytacją i w majestacie prawa narzędzia znacznie bardziej zwykłych ludzi przerażającego niż to, co określa się dziś jako „groźby karalne”. Pozwalają nękać nawet Bogu ducha winnych i zastraszać ich perspektywą procesu. Co z tego, że zostaną (albo i nie) uniewinnieni? Co przeżyją, to ich. Czas byłby na nowo przemyśleć, jak to się ma do równości wszystkich obywateli. No ale...

***

PS. Na marginesie, o językach w języku... Fakt istnienia „języków branżowych” czy „branżowych slangów” jest niby oczywisty. Ot, wiadomo, że zamieszczone w komunikacie meteorologicznym stwierdzenie  „wiatry słabe i umiarkowane” nie znaczy to samo, co podobne użyte w lekarskim opisie stanu chorego. Tyle że język prawniczy jest – niesłusznie – uprzywilejowany. Wynika to w dużej mierze z przypominanej nam od czasu do czasu zasady prawnej, że nieznajomość prawa nie zwalnia z jego stosowania. Nic takiego, dopóki nie zdarzy się, że jakieś słowo, mające według słowników takie czy inne znaczenie, zostanie przez prawników zdefiniowane trochę inaczej, zmieniając jego normalny sens. Jak w przytoczonym przykładzie o rozlosowywaniu książek. Skąd niby posługujący się poprawnie językiem polskim  nieprawnik ma to wiedzieć? Zwłaszcza że „prawotwórcy” są w naszych czasach niezwykle ustawo-  rozporządzenio- czy wytycznopłodni. A znajomość wśród nich „normalnego” języka polskiego... Ot, takie rozróżnienie między porównaniem a analogią. Byłem na takim procesie. Od polonisty brylujący adwokat  i aprobująca coś takiego pani sędzia dostaliby pałę, ale na sali sądowej...

Najzabawniejsze w tym wszystkim, że ów prawniczy język miewa się nijak nie tylko do poprawnej polszczyzny, ale i do innych „slangów branżowych”. Ot, tacy matematycy pewnie uśmiechają się z politowaniem, kiedy słyszą o „dowodach” czy że coś jest „logiczne”.  Dla nich owe „dowody” to tylko gorsze czy lepsze argumenty. O dowodach we właściwym tego słowa znaczeniu można ich zdaniem mówić jedynie w naukach formalnych (matematyka, logika). No i racja: dowód to coś, co powinno rozstrzygać. Wystarczyłby jeden. Tymczasem na salach sądowych przytacza się nieraz całą masę różnych dowodów. Wiadomo: odciski palców łotrzyka znalezione na nożu wbitym w ciało denata nie muszą przecież świadczyć, że to on go zabił, prawda?  Łatwo sobie wyobrazić różne, nawet najbardziej nieprawdopodobne okoliczności, w których łotrzyk mógł zostawić na nożu swoje odciski, a z morderstwem nie mieć nic wspólnego. Tymczasem gdyby to miał być „dowód” musiałby być absolutnie pewny. A że wskazuje tylko na jakieś prawdopodobieństwo, jest dla matematyków tylko argumentem.

Podobnie z tą „logicznością”. Dla nich „logiczne” jest  to, co wynika z praw logiki. Ot, dla matematyka prawdziwym, zgodnie z zasadami logiki, jest zdanie „jeżeli dziś jest piątek 18 marca 1346 roku, to w środę 19 marca 2025 roku kosmici wylądowali na Księżycu”. Bo zgodnie z zasadami logiki w zdaniu skonstruowanym na zasadzie „jeżeli... to...” jeśli pierwszy człon jest nieprawdziwy, to całe zdanie zawsze jest prawdziwe. Niezależnie od tego, czy kosmici na księżycu wylądowali czy nie. To akurat wiedza z zakresu dawnej drugiej klasy liceum ogólnokształcącego... A to, co nazywa się dość powszechnie „logicznym rozumowaniem”  jest co najwyżej "rozumowaniem merytorycznie uzasadnionym"... Ot, „branżowe języki”...

 

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
23 24 25 26 27 28 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 1 2 3 4 5
8°C Środa
dzień
9°C Środa
wieczór
7°C Czwartek
noc
2°C Czwartek
rano
wiecej »