Czas chyba na uczciwe zadanie pytania: po co właściwie jest szkoła?
To nie jest pytanie człowieka chcącego przypodobać się młodym ;-) Raczej kogoś zmartwionego stanem oświaty.
Znajoma nauczycielka nie miała specjalnie dobrego zdania o twórcach programów nauczania. „Wiesz czego ja ich w gimnazjum uczę? Genetyki i ekologii”. Minę musiałem mieć nietęgą, bo zaczęła tłumaczyć, że bardzo stara się to wszystko swojej młodzieży jak najbardziej uprościć. No tak, moje pokolenie było chyba mniej rozgarnięte, skoro takich rzeczy uczyliśmy się dopiero w liceum i to w klasie biologiczno-chemicznej - pomyślałem. Ale żeby genetyki uczyć w szkole specjalnej?
Ze szkołą pożegnałem się dopiero kilka lat temu i pamiętam, jak dziwnie się czułem, gdy na tablicy sali, w której prowadziłem zajęciach, po lekcjach biologii pozostawały nic mi nie mówiące nazwy. Żeby nie było: retikulum endoplazmatyczne, acetylokoenzym A czy dehydrogenaza jabłczanowa to nazwy z którymi byłem obyty. Ale czym było to, czego nazwę widziałem na tablicy, nawet nie mogłem się domyślić. I gdyby nie to, że nauczycielka biologii była miłą i kulturalną osobą byłbym skłonny podejrzewać, że na tablicy wypisywała pod adresem klasy jakieś nieznane mi wyzwiska.
Zawsze miałem wrażenie, że chcąc dostarczyć młodzieży jak najwięcej wiedzy twórcy programów ignorują osiągnięcia psychologii rozwojowej. To dlatego, mimo wskazań, że dziecko najlepiej uczy się na konkretach, mają skłonność dochodzenia do abstrakcyjnego pojęcia liczby przez – bardziej ich zdaniem konkretne – pojęcie zbioru. I pewnie też dlatego, po omówieniu organizmów jednokomórkowych młodzież zaczyna się uczyć o rozwoju płodowym. Na logikę naukowca wszystko się zgadza: jedna komórka się rozrasta. Ale gdzie tak potrzebne usystematyzowanie wiedzy młodych ludzi?
Czepiam się? Może. Ale skutki takiego stawiania sprawy juz widać. „Młode nauczycielki – kontynuuje znajoma – nie są w stanie poprowadzić zastępstwa z przedmiotu, którego nie uczą. My po liceum ogólnokształcącym mieliśmy ogólne pojęcia z różnych przedmiotów. Na szkołę specjalną i takie wyjątkowe wypadki wystarczy. Ale one w ogóle nie wiedzą, o co chodzi” – ubolewała. Jaki sens ma pakowanie młodym do głów mnóstwo specjalistycznej wiedzy, skoro tak niewiele z tego zostaje?
„W obliczu katastrofalnego stanu oświaty Kościół stara się wypracować własną wizję edukacji” – powiedział Radiu Watykańskiemu prefekt Kongregacji Edukacji Katolickiej, kardynał Zenon Grocholewski. „Szkoły katolickie muszą uczyć młodych samodzielności myślenia, bo tylko w ten sposób można ich uchronić od zasadzek propagandy i ideologii”. Zgadzam się. Czas najwyższy, żeby szkoły na powrót stały się miejscem, w którym młodzi uczą się świata i samodzielnego myślenia, a nie tylko przygotowują na wymarzone przez ich rodziców studia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.