Pisane w czasie, kiedy nie wiadomo było jeszcze o ich świętości, o tym, kim będą, mają w sobie cośw uroczy sposób pociągającego. Publikowane po śmierci listy, dzienniki, zapiski. Może szczególnie listy – jak te do Pani de Bondy wysyłane przez Karola de Foucauld.
„Od kilku dni (…) nasze bezpieczeństwo bardzo zmalało. Pięć dni temu miała miejsce napaść Marokańczyków” – pisze jej 13 lutego 1903. A dwa tygodnie później: „Bardzo wiele modlę się za Marokańczyków… proszę mi w tym dopomóc”. Tak jakby te dwie sprawy (tragedia i modlitwa) biegły obok siebie w zupełnie naturalny sposób.
Tutaj zresztą dostrzegamy to całkiem wyraźnie. Ta tak zwana proza życia (która nam doskwiera czasem tak mocno!)sprzęgnięta jest z tym, co duchowe, z wielką liczbą ważkich tematów w tle, z wiarą u podstawy. Święty Karol notuje: „jeszcze bardziej niż kiedykolwiek nie chcę zostać kapłanem. Zbyt mocno jestem przywiązany do ostatniego miejsca… Panu Jezusowi tak bardzo na nim zależało!” (9 września1893). Albo z nutą – świadomego lub nieświadomego (?) – sarkazmu: „Niech się spełni wola Pana naszego, tak bardzo chciałbym wkrótce pójść do Niego, ale nic nie pozwala mi jeszcze mieć na to nadziei…”(16 lipca 1891).
Właściwie uderza tu nie tyle egzotyka (pustynia, Tuaregowie, nowy sposób życia) – alecodzienność pęczniejąca od znaczeń. On żyje, wysyła listy, niczego nieświadomy. My,czytając je, wiemy, co się stanie, znamy już tę historię, to kim jest dzisiaj dla nas. W listach nadawca odsłania adresatom to, co sam chce o sobie odsłonić – ale i to, co odczytujemy jakby mimochodem, bezwiednie. Móc i dziś podejść do innych na tyle blisko, by i u nich to właśnie zobaczyć: narodziny świętości, to, że wiara zmienia życie.
U Karola de Foucauld wszystko zdaje się przebiegać zwyczajnie, tak jak i u nas. „Dobry Bóg daje nam dzień dzisiejszy, lecz nie obiecuje nam przyszłości”(4 września 1912) – odnotowuje w kontekście swoich planów na przyszły rok, zadań, które chciałby zrealizować.
Pisze o swojej samotności, spokojnym rytmie dnia – i o byciu jak „furtian w klasztorze”, kiedy musi „odrywać się od swoich zajęć i otwierać drzwi pukającym”. O głodzie panującym wówczas w Tamanrasset: „Wielką pociechą jest dla mnie móc ulżyć nieco tym wygłodniałym ludziom; wyjeżdżając stąd rok temu, zostawiłem duże zapasy zboża, większe niż zazwyczaj, i nawet wydawało mi się, że przesadziłem z tymi zapasami, a teraz błogosławię Jezusa za to, że mnie do tego natchnął, bo jestem przekonany, że to On kazał mi to zrobić, bo teraz mam je jak znalazł”(22 lipca 1907).
9 listopada 1891 pisze o swoich ślubach u trapistów; ojciec przeor zapowiedział mu, że odbędą się za kilka miesięcy: „Chyba trzeba się przygotować do tego wielkiego aktu przez odbycie rekolekcji, lecz o nic nie pytam i przeżywam każdy dzień tak, jak mi go dobry Bóg daje, nie martwiąc się o przyszłość”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
USA i amerykańskie firmy technologiczne nie są już światową "skarbonką" ani "popychadłem".
... oraz dążyć do bardziej sprawiedliwego i rozsądnego porządku międzynarodowego.