Pierwsze doniesienia mówiły o pożarze autokaru, którym podróżowali polscy olimpijczycy.
Informacje o pożarze autobusu z polskimi olimpijczykami pojawiły się przed południem. Według pierwszych doniesień miało dojść do zapalenia busa przewożącgo naszych lekkoatletów.
Bardzo szybko taką wersję wydarzeń podchwyciły media społecznościowe i niektóre media tradycyjne. Informacje te zdementował jednak dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki:
W autobusie przewożącym dwójkę polskich lekkoatletów i dwóch członków sztabu z ośrodka treningowego do wioski olimpijskiej w Tokio zepsuł się silnik. "W pojeździe byli m.in. Paweł Fajdek i Szymon Ziółkowski. Nikomu nic się nie stało. W autobusie zepsuł się silnik. Taka rzecz w trasie może zdarzyć się każdemu" - powiedział Kęcki.
Uspokajał emocje i stwierdził, że nie było mowy o zapaleniu się autokaru, jak głosiły pierwsze doniesienia w Internecie, ale po prostu zepsuty silnik zaczął się dymić.
Kęcki podkreśla, że wynajęty autobus jest pojazdem dobrej klasy, którym już wcześniej podróżowało ok 70 osób z polskiej reprezentacji olimpijskiej. Dyrektor sportowy PZLA wyraźnie studził emocje i podkreślał, że zdarzenie, które miało miejsce to standardowa i niegroźna usterka.
Firma transportowa szybko podstawiła pojazd zastępczy, któym polscy sportowcy dotarli do wioski olimpijskiej.
Zobacz serwis: olimpiada.gosc.pl
Ujawnił to specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg.
Rządząca partia PAS zdecydowanie prowadzi po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów.
FBI prowadzi śledztwo, traktując incydent jako "akt przemocy ukierunkowanej".
Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”.