Od wczoraj we Włoszech w obliczu prawa można dokonywać chemicznych aborcji. Po raz kolejny zwyciężyła kultura śmierci i zbijający na niej kokosy przemysł farmaceutyczny. Zwolennicy aborcji ogłosili zwycięstwo kobiet. Nie chcą jednak mówić o śmiertelnych ofiarach promowanej przez siebie „pigułki”, ani jej skutkach ubocznych.
Zamiast biadolić nad zblazowaną religijnie Europą, lepiej podzielać entuzjazm chrześcijaństwa krajów Trzeciego Świata. Przecież Chrystus zmartwychwstał.
Zacofani ci Angolańczycy - mógłby sobie pomyśleć ktoś, czytając informację o częstym w tym kraju oskarżaniu dzieci o czary. Lata wojny i bieda robią swoje. A my, katolicy dostatniej i wyedukowanej Polski?
Łatwo sobie można wyobrazić, co by się działo, gdyby niecne sprawki o. Vlašića wyszły na jaw po zaakceptowaniu „objawień” przez Kościół.
Ludzie określają się jako katolicy. Co to dla nich znaczy? To kategoria religijna, czyli odniesiona do wiary, czy może jedynie do tradycji rodzinnej czy narodowej? A może forma reklamy?
"Górale mówią ponoć w Zakopanem, że 'prawdziwa Polska była tylko za Franciszka Józefa, a potem już tylko sanacja albo okupacja'...".
Jak sprawić, by chrześcijaństwo zyskało na powrót należne mu miejsce w cywilizacji współczesnej Europy? Samym księżom to się nie uda.
Sezon ogórkowy w pełni. Pojawia się masa wakacyjnych wiadomości, które szybko znikają z medialnych czołówek. Zostają za to w naszej pamięci. Czy wszystkie są prawdziwe?
Dlaczego za każdym razem, gdy o Kościele pojawiają się głosy krytyczne, daje się za przykład wiejskich księży?
Kościół nie może rezygnować z wyjaśniania kwestii trudnych i protestowania przeciw uproszczeniom.