Dlaczego za każdym razem, gdy o Kościele pojawiają się głosy krytyczne, daje się za przykład wiejskich księży?
W dwudziestoleciu międzywojennym rozpoczęto na peryferiach mojego rodzinnego miasta budowę nowej świątyni. Nie była to, jak powszechnie uważano, lokalizacja szczęśliwa. Parę domów, oddzielonych od reszty miasta torami kolejowymi. Dalej pola, bagna i lasy. W dodatku projekt zakładał, że będzie to prawdziwy kolos. Ludzie pukali się po głowie i toczyli spory z proboszczem. Po co to komu? Upłynęło kilkadziesiąt lat. Miasto zaczęło się rozrastać. Tam, gdzie jeszcze niedawno rosło zboże i ziemniaki, wyrosły bloki. Kolos przestał mieścić wiernych, a księża nie byli w stanie objąć ich opieką duszpasterską. Powstały dwa nowe kościoły, a przy nich utworzono parafie. Zdarzało się, że starzy mieszkańcy, patrząc na przedwojennego kolosa, mówili, że budowniczy chyba był prorokiem. Bo świątynia do dziś nie jest za duża.
Postać budowniczego stanęła mi przed oczami, gdy czytałem jeden z wpisów pod wtorkowym komentarzem księdza Artura Stopki. „Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w części przypadków problemem księży nie jest BRAK pieniędzy, ale ich złe wydawanie. Zwłaszcza na wsiach, gdzie kościół jeden stoi, wprawdzie drewniany, ale jest, zabytkowy, a po drugiej stronie ksiądz buduje nowy, murowany, choć w tej wsi wiernych jest tyle, że nie trzeba.” Przecież ś.p. ks. Adam Zwierz każdego dnia słyszał dokładnie to samo. I być może w wieczornym rachunku sumienia zastanawiał się, czy ludzie nie mają racji. Że jednak był w nim duch apostolski i bardziej słuchał Boga niż ludzi, zniósł cierpliwie wszystkie przykrości i uszczypliwe uwagi, a kościół do dziś służy Bogu na chwałę, ludziom na pożytek. A ja, wspominając nieżyjącego już księdza i jego dzieło, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że o sprawach Bożych coraz częściej jak ludzie bez wiary myślimy. Jakby Pan Bóg nie miał prawa do swych własnych planów i zamiarów.
Przy okazji zacząłem zastanawiać się dlaczego za każdym razem, gdy o Kościele pojawiają się głosy krytyczne, daje się za przykład wiejskich księży. Rozglądam się wokół i jakoś nic mi do tego stereotypu nie pasuje. Jeden z sąsiadów świeckich wciąga w sprawy remontu kościoła, z samorządem świetnie współpracuje i do tego doktorat pisze. Drugi kapitalnie łączy duszpasterstwo w parafii, szkołę i dom opieki społecznej, nie stroniąc od książek i Internetu. (Chyba nawet dzięki niemu ta zdobycz techniki trafi pod strzechy.) Dziekan na uniwersytecie wykłada. A i wiersze całkiem niezłe pisze. Niedawno kolejny tomik nam podarował. Bywa, że na spotkaniach o przeczytanych ostatnio książkach, artykułach czy najnowszych dokumentach papieskich rozmawiamy. Jeden tylko temat rzadko jest obecny. Pieniądze. Bo i po co? Przecież od gadania ich nie przybędzie. Więc gdy czytam, że z księżmi to na wsi najgorzej, że tam najwięcej marnotrawstwa i głupich pomysłów, to jest mi po prostu - tak po ludzku - przykro, a czasem mnie złość bierze. Jak kiedyś przy inwentaryzacji cmentarza. Gdy pewna pani, stojąc przy grobie rodziców, tłumaczyła, że nie wie jak ich imiona i nazwiska, i swoje miejsce zamieszkania do karty grobu wpisać. Bo… ona z miasta przyjechała ;)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.