Rocznie mamy 200-250 zaginięć dzieci i młodzieży, najwięcej jest ucieczek nastolatków, mniej jest zaginięć dzieci małych - podkreśla Zuzanna Ziajko z Fundacji ITAKA.
Jak powiedziała Ziajko w rozmowie z PAP, do Fundacji ITAKA - Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych - rocznie trafia ok. 200-250 zgłoszeń o zaginięciach nieletnich. "Można je podzielić na trzy grupy: nastolatki uciekające z domu, porwania rodzicielskie i zaginięcia dzieci małych" - dodała.
Podkreśliła, że dopóki dziecko się nie znajdzie, to nie wiadomo, co się stało, czy to była ucieczka, czy nie. "Jeśli ginie 15-latka, możemy zakładać, że to ucieczka, ale co się naprawdę wydarzyło, dowiadujemy się, gdy dziecko wróci" - zaznaczyła.
Ziajko powiedziała, że dzieci uciekające z domu zwykle po jakimś czasie się odnajdują. "Czasem kontaktują się z nami i mówią, że z jakiejś przyczyny nie chcą wracać do domu, np. dlatego, że są tam bite. Czasem czekają w ukryciu do 18. urodzin i wtedy składają oświadczenie, że nie chcą kontaktów w rodziną i nie życzą sobie, by ich szukać. Ale mamy w naszych bazach kilkoro dzieci, które są zaginione od kilku lat" - mówiła.
Zwróciła uwagę, że są też tzw. wielokrotni ucieczkowicze. "Niestety, wtedy jest to zaginięcie drugiej kategorii i ich poszukiwania nie są traktowane przez policję priorytetowo. A to źle, bo każda ucieczka jest niebezpieczna, niezależnie, czy jest pierwsza, czy piąta, czasem ta piąta może być nawet bardziej niebezpieczna niż pierwsza" - dodała.
Kolejna kategoria to porwania rodzicielskie. "Widzimy tu tendencję zwyżkową, ale nie wynika to raczej ze wzrostu liczby takich zdarzeń, po prostu częściej są zgłaszane. Są to przypadki rodziców na tyle skonfliktowanych, że nie wiedzą, gdzie to drugie może być z dzieckiem. Często przychodzą do nas, bo nie wiedzą, do kogo się w takim przypadku zgłosić - policja nie bardzo chce się w takie sprawy angażować, sprawy w sądzie długo trwają, poza tym sąd nie prowadzi poszukiwań" - mówiła Ziajko.
Jak dodała, osobną kategorią są zaginięcia dzieci małych. "Taką umowną granicą jest 10 lat. Nie mieliśmy jeszcze uciekiniera w wieku 10-11 lat, takie dzieci nie są raczej w stanie samodzielnie podjąć decyzji o odejściu z domu, a nawet jeśli podejmą, to trzeba ich intensywnie szukać" - zaznaczyła.
Dodała, że takich przypadków na szczęście nie jest dużo. "My mamy dwa, trzy w ciągu roku. Ale w naszych bazach jest ok. 20 dzieci w tym wieku, które zaginęły kilka, kilkanaście lat temu" - powiedziała.
Podkreśliła, że najpoważniejsze przypadki to właśnie zaginięcia dzieci poniżej 10 lat i takie, którym towarzyszą niepokojące okoliczności, czyli np. jeśli są świadkowie, którzy widzieli, że dziecko oddaliło się z obcą osobą, wsiadło z kimś do samochodu, nie odbiera telefonu albo - w przypadku małych dzieci - nie dotarło do szkoły lub z niej nie wróciło. Są to także przypadki dzieci chorych, które muszą regularnie przyjmować leki, niepełnosprawnych.
Ziajko powiedziała, że przyczyną ucieczki z domu często jest jakiś problem. Trzeba go zdiagnozować i wyeliminować. "Mówi się, że początek rozmowy to koniec ucieczki. Trzeba mieć kontakt z dzieckiem, wiedzieć, co się dzieje w jego życiu. Zdarza się, że prosimy rodziców o kontakty do znajomych dziecka, a oni nie znają ich nazwisk ani adresów" - mówiła.
Podkreśliła, że trzeba umieć dostrzegać niepokojące sygnały, gdy dziecko się wycofuje, ma gorszy nastrój. Warto też kontrolować, co robi w internecie, bo zdarza się, że za jego pośrednictwem dzieci umawiają się z obcymi.
"Trzeba z dziećmi rozmawiać, szukać kompromisów w konfliktowych sytuacjach. Niekiedy polecamy pomoc mediatora, mamy zresztą taką osobę w fundacji. To propozycja dla rodziców, którzy czują się nieco bezradni" - radziła Ziajko.
Jej zdaniem nie ma związku pomiędzy liczbą ucieczek a porami roku, ale zmieniają się ich przyczyny. "Np. w ciągu roku mają one najczęściej związek z kłopotami domowymi, zaś przed wakacjami częściej związane są z ocenami na świadectwie, obawami, jak zareagują rodzice np. na brak promocji do następnej klasy. Gdy jest ładna pogoda, uciekają też poszukiwacze przygód. Latem też jest dużo imprez, więc zdarza się, że uciekają dzieci, których rodzice nie chcą puścić np. na festiwal" - powiedziała.
Zwróciła uwagę, że najskuteczniejszą metodą poszukiwań jest publikacja wizerunku. Może to być problemem, gdy dziecko się odnajduje. "My zawsze rozważamy, czy należy to robić, ale taki jest niestety koszt. Gdy dziecko się odnajduje, natychmiast odwołujemy komunikaty. Takie dziecko, które się odnalazło, być może spotkało je coś złego, najlepiej jest zostawić w spokoju. Mówienie o nim już mu nie pomaga, więc nie ma to sensu" - podkreśliła.
Także prezes Fundacji Kidprotect.pl Jakub Śpiewak uważa, że dziecko w takiej sytuacji potrzebuje najbardziej spokoju. Wymaga także pomocy, bo niezależnie od tego, co je spotkało podczas zaginięcia, najadło się strachu. "Potrzebna jest też praca z jego otoczeniem. Na pewno należałoby przygotować szkołę na jego powrót, żeby nie skończyło się koniecznością zmiany szkoły, co zdarza się w różnych dramatycznych sytuacjach" - zwrócił uwagę.
Jego zdaniem trzeba uczulić uczniów, że to nie jest temat do żartów, nauczycieli - by nie wracali do tej sprawy. "Dziecko po takich przeżyciach nie musi też wracać do szkoły od razu - trzeba poczekać, aż emocje nieco opadną. I tak jego powrót będzie wydarzeniem, ale jeśli nauczyciele nie będą z tego robić sensacji, to uczniowie też odpuszczą" - powiedział Śpiewak.
Także w jego opinii w przypadku zaginięcia publikacja wizerunku jest konieczna - kładzie się na szali prawo do prywatności i bezpieczeństwo dziecka, należy wybrać to, co jest w tej sytuacji ważniejsze.
"Poszukiwania powinny wyglądać w ten sposób, że najpierw jest pospolite ruszenie, wszyscy pomagają szukać, a gdy dziecko się znajdzie, wszyscy dają mu spokój. Wtedy potrzebna jest możliwie najszersza praca z jego otoczeniem" - dodał.
Według policji w 2010 r. zgłoszono 118 zaginięć dzieci do lat siedmiu, 436 zaginięć dzieci w wieku 7-14 lat oraz 2 tys. 915 zaginięć dzieci w wieku 14-17 lat. Większość - jak wynika z policyjnych doświadczeń - odnajduje się w ciągu pierwszych 14 dni, a 95 proc. dzieci w ciągu pierwszych siedmiu dni trafia z powrotem do swoich domów.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.