Wszędzie w Europie problem jest podobny. Nasze społeczeństwa się starzeją. Co robić?
Ostatnio agencje doniosły o kłopotach demograficznych Portugalii. Już w 20 gminach tego państwa w ciągu ostatnich dwóch lat nie urodziło się ani jedno dziecko. Powodu takiego stanu rzeczy upatruje się w kryzysie gospodarczym powodującym wielkie bezrobocie wśród młodych. Być może tak jest. Trudno wypowiadać mi się na temat Portugalii. W Polsce na pewno w grę wchodzi znacznie więcej czynników.
To prawda, że polityka prorodzinna w Polsce... jak by to delikatnie powiedzieć... zasługuje, by określić ją przymiotnikiem „socjalistyczna”. Tak jak socjalistyczna demokracja była czymś zupełnie innym niż demokracja, a socjalistyczna ekonomia nijak się nie miała do ekonomi, tak obecna polityka prorodzinna to jakiś koszmarek. Fiskus nie pozwala rodzicom rozliczać się razem z dziećmi (choć mogą to zrobić rodzice samotni), żłobki i przedszkola to luksus, a wyposażenie dziecka w rzeczy potrzebne do szkoły to taki wydatek, że mówienie o darmowym szkolnictwie zakrawa na żart. Jeśli dodać do tego wielkość standardowych mieszkań i problemy ze znalezieniem pracy pozwalającej utrzymać rodzinę oraz łatwą dostępność środków antykoncepcyjnych widać, że decyzja o posiadaniu potomstwa zaczyna jawić się nieomal jako wybór heroiczny. To naprawdę trzeba przez roztropną, dalekowzroczną politykę zmieniać. Tyle że na pewno są też potrzebne zmiany w naszej mentalności.
Myślę, że przede wszystkim powinniśmy zmienić nasze podejście do zawierania małżeństw. Dziś większość młodych nie kończy edukacji po 11 - 12 latach. Zmiany w systemie szkolnym spowodowały, że pełnoletni obywatele zamiast wziąć życie na swoje barki, zostali zmuszeni do dalszego kształcenia się. To jeszcze nie problem. Niestety, za tym poszło przekonanie, że ci ludzie są jeszcze dziećmi. I na podjęcie „dorosłych obowiązków” mają jeszcze czas.
Nie rozumiem, dlaczego dość powszechnie panuje przyzwolenie na wspólne zamieszkiwanie młodych bez ślubu, a sama myśl o możliwości zawarcia przez nich małżeństwa budzi opór rodziny. Jeśli rodzina utrzymuje studenta/studentkę, to fakt zawarcia przez nich małżeństwa zwiększy te wydatki? Nie rozumiem dlaczego do rangi niemal dogmatu wyrosło przekonanie, że ślub musi się wiązać z weselem. Jaki sens ma organizowanie wielkiego przyjęcia dla ludzi rozpoczynających wspólne życie, jeśli oni od trzech lat już mieszkają razem? To jasne, że młodzi mogą myśleć liniowo: najpierw uczelnia, potem praca, potem jakieś lokum, potem małżeństwo, potem dzieci. Tylko dlaczego nie pomagać im przełamywać tego schematu? Tym sposobem na dziecko, zwłaszcza kolejne, najzwyczajniej brakuje już czasu. I nie jest to wina państwa, tylko naszej krótkowzroczności, naszego przekonania, że dziecko jest wisienką na torcie szczęścia spełnionych zawodowo i na wszystkie sposoby zabezpieczonych rodziców.
Po prostu musi do nas dotrzeć, że dzieci są naszym najlepszym zabezpieczeniem na przyszłość, a rodzina bardzo wydajnym, wychowującym przyszłe pokolenia przedsiębiorstwem. Nie tylko nie należy go tłamsić podatkami, opłatami, biurokracją czy narzekaniem, że to zbyt wielkie ryzyko, ale też wspierać podejmujących ten trud wszelkimi dostępnymi środkami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.