W piśmiennictwie medycznym pod terminem „aborcja” niekiedy kryje się każda śmierć dziecka przed jego narodzinami (także naturalna), ale w praktyce przyjęło się ograniczać jego znaczenie wyłącznie do sytuacji, w których śmierć dziecka przed narodzinami spowodowana jest zamierzonym, celowym działaniem człowieka.
Przyjrzyjmy się tym swoistym klauzulom. Pierwsza, odnosząca się do zdrowia dziecka mówi, że zamiast leczyć – można zabić; co gorsze, dla wielu to „można zabić” oznacza w praktyce: „należy zabić”. Ta sama logika stoi u podstaw argumentacji eutanatycznej. Człowieka chorego, człowieka, którego naznaczone starością lub chorobą życie zmierza nieuchronnie do śmierci jest łatwiej i taniej tego życia pozbawić, niż otoczyć go opieką, szacunkiem i miłością.
Druga klauzula, odnosząca się do tzw. „czynu zabronionego” daje kobiecie, która poczęła dziecko wskutek gwałtu, prawo pozbawienia życia tego dziecka. Sama jest ofiarą przemocy, ale ofiarą jest też to dziecko. Zabicie go nie cofnie historii; przeciwnie – do łańcucha zła doda kolejne ogniwo, zaś sponiewierana matka dołączy do swego oprawcy.
Warto zauważyć, że klauzula ta jest wykorzystywana w sytuacji poczęcia dziecka przez osoby nieletnie. Współżycie z osobą nieletnią jest przestępstwem, a zatem jest „czynem zabronionym”. Jeśli poczęte zostanie dziecko można – i niektórzy to robią – domagać się zgody prokuratora na zabicie nienarodzonego człowieka. Tak było przed 4 laty z dziewczyną, znaną w Polsce pod imieniem Agata. W tamtej historii nie było gwałtu, nie było kazirodztwa – było dobrowolne współżycie dwojga nastolatków. W majestacie prawa poczęte dziecko zostało zamordowane, rzec by można – w świetle jupiterów.
Klauzula trzecia mówi, że nienarodzone dziecko można pozbawić życia, jeśli jego życie w łonie kobiety zagraża jej życiu i zdrowiu. Trzeba powiedzieć wprost, że jest to zapis bardzo nieprecyzyjny (bo co oznaczać ma określenie „zagraża zdrowiu”?), a jednocześnie naznaczony daleko posuniętą manipulacją, przeciwstawiającą sobie życie matki i dziecka, tak jakby można było wybrać albo jedno, albo drugie. Tymczasem doświadczenie tych, którzy nie dają się wkręcić w proaborcyjny lobbing jest takie, że życie dziecka jest całkowicie zależne od życia matki, zatem w przypadku zagrożenia życia matki, także życie dziecka jest w niebezpieczeństwie. Żeby uratować dziecko, trzeba ratować matkę. Jednocześnie jednak nie wolno ratować matki kosztem dziecka!
Bywa, że nie uda się uratować obojga. Medycyna nie jest wszechmocna. Niekiedy dziecko umiera przy próbie ratowania matki, co więcej – jego śmierć jest nieunikniona. Ale nie można śmierci dziecka uczynić drogą dla ratowania matki. Nie wolno powiedzieć: „Trzeba dokonać aborcji, żeby można było panią leczyć (to ciekawe, że nie mówi się wówczas o dziecku, nie mówi się: „Trzeba najpierw zabić to dziecko”). Absurd sytuacji polega na tym, że zastosowana terapia może być dla dziecka niebezpieczna, zatem lepiej – zanim zaszkodzi ona młodemu człowiekowi – już wcześniej pozbawić go życia. Co ciekawe, najnowsze dane medyczne stwierdzają, że w przypadku nowotworu kobiety noszącej w sobie dziecko, możliwe jest prowadzenie leczenia bezpiecznego dla tego nienarodzonego potomstwa.
Ale nawet gdyby takiej bezpiecznej terapii nie było – a do niedawna nie było – nie wolno zabić jednego człowieka, by leczyć drugiego. Nie wolno zabić dziecka, by leczyć matkę. Świadoma swej kobiecości matka o tym wie. Pokazało to wiele kobiet: św. Joanna Beretta Molla, a z naszego polskiego podwórka: Agata Mróz czy Basia Paradowska, i wiele, wiele innych. Bogu niech będą dzięki za ich świadectwo życia i miłości.
Ks. Piotr Kieniewicz MIC
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.