Wielkopolski oddział NFZ rozpoczął kontrole w szpitalu w Gostyniu i firmie Falck, która świadczy usługi ratownictwa medycznego w powiecie gostyńskim. Chodzi o wyjaśnienie sprawy opóźnienia w transporcie do Poznania rannego w wypadku 5-latka.
Stan dziecka jest wciąż bardzo ciężki - życie chłopca jest zagrożone. Leży on na oddziale intensywnej terapii, jeszcze w poniedziałek ma zapaść decyzja, czy przejdzie kolejną operację.
Wielkopolski oddział NFZ w poniedziałek wszczął dwie kontrole: w szpitalu w Gostyniu i firmie Falck, która świadczy usługi ratownictwa medycznego w tym powiecie.
"Kontrolujemy szpital w zakresie umowy z NFZ i udzielanych świadczeń, i zabezpieczenia transportu sanitarnego oraz z zakresu świadczenia ratownictwa medycznego prowadzonego w powiecie gostyńskim przez firmę Falck" - powiedział podczas poniedziałkowego briefingu dyrektor wielkopolskiego oddziału NFZ Karol Chojnacki.
Wyniki obu kontroli będą znane w ciągu dwóch dni.
W sobotę po południu do szpitala w Gostyniu (wielkopolskie) przywieziono rannego w wypadku 5-letniego chłopca. Po zdiagnozowaniu przez lekarza dyżurnego szpitala dziecko z licznymi obrażeniami miało trafić do Instytutu Pediatrii w Poznaniu. Dyżurny dwukrotnie prosił lotnicze pogotowie o jak najszybsze przetransportowanie rannego chłopca do Poznania i dwukrotnie odmówiono mu, zasłaniając się przepisami.
Chłopiec trafił do poznańskiego szpitala po czterech godzinach od wypadku, przewieziony z Gostynia specjalistyczną karetką firmy Falck.
Zdaniem rzeczniczki Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Justyny Sochackiej na przetransportowanie dziecka śmigłowcem nie pozwalały przepisy, które dopuszczają transport międzyszpitalny tylko z udokumentowanych miejsc i lądowisk. A takim miejscem nie było - według niej - wskazywane przez lekarza dyżurnego boisko szkolne w Gostyniu.
Według szefa NFZ w Poznaniu szpital w Gostyniu powinien posiadać własny transport sanitarny, którym w razie potrzeby może przewozić pacjentów do innego szpitala.
Model - jak powiedział Chojnacki dziennikarzom - jest taki: z wypadku pacjenta przywozi zespół ratownictwa medycznego, a szpital - jeśli uzna, że rannego trzeba przewieźć do innej placówki - powinien skorzystać z własnego transportu, a nie zespołu ratownictwa medycznego. "Jak było w tym wypadku - wyjaśnią kontrole" - dodał.
"Nasza karetka transportowa była w tym czasie z innym pacjentem, który miał uraz mózgu, w szpitalu w Śremie. Jak stan dziecka znacznie się pogorszył, to zostało ono intubowane na sali operacyjnej i cały czas działaliśmy ratując jego życie. Żadna minuta, którą (chłopiec) spędził w szpitalu, nie była stracona. Od decyzji o wysłaniu go do Poznania do wyjazdu minęła godzina i 20 minut" - powiedział PAP zastępca dyrektora szpitala w Gostyniu Marcin Hańczewski.
Według niego decyzja o potrzebie przewiezienia dziecka do Poznania zapadła po godz. 17, po otrzymaniu wyników badania tomografem.
Po tym, jak LPR odmówiło transportu dziecka, lekarz dyżurny i wojewódzki koordynator ratownictwa medycznego podjął decyzję o przewiezieniu chłopca do Poznania specjalistyczną karetką.
Krytycznie do działań szpitala odniósł się dyrektor ds. ratownictwa i edukacji medycznej firmy Falck Medycyna Ireneusz Weryk. W przesłanym PAP stanowisku podkreślił, że "nieobecność chirurga dziecięcego w szpitalu w Gostyniu, dziwne konsultacje przez telefon, jak również bezradność chirurga ogólnego, jest niedopuszczalną sytuacją, którą ocenia jako zaniedbanie wymagające oceny prokuratorskiej".
Według Weryka, brak w Gostyniu karetki transportowej z lekarzem, mogącej wykonać transport międzyszpitalny jest "ciężkim naruszeniem umowy z NFZ", a ponadto "brak wiedzy o tym, że szpital nie dysponuje lądowiskiem dla śmigłowców LPR, przystosowanym do transportów międzyszpitalnych, jest karygodną ignorancją, zarówno dyrekcji, jak i innych osób funkcyjnych ze szpitala w Gostyniu".
Jeżeli podczas kontroli w szpitalu stwierdzone zostaną nieprawidłowości, szpital może dostać kary finansowe, mogą też zostać nałożone zalecenia pokontrolne, najwyższą karą może być rozwiązanie umowy z NFZ.
Jak powiedziała zastępca dyrektora ds. medycznych Szpitala Klinicznego nr 5 w Poznaniu dr Dorota Woźnicka, stan chłopca nadal jest bardzo ciężki - niestabilny. "Dziecko cały czas znajduje się w stanie zagrożenia życia. Jest wentylowany mechanicznie na oddziale intensywnej terapii. Anestezjolodzy się nim opiekują, trwają konsultacje chirurgiczne. Miał on robiony kolejny tomograf. Po południu zapadnie decyzja czy wymaga kolejnej operacji. Z urlopu ściągnięto nawet naszego najlepszego chirurga" - poinformowała.
W tej sprawie postępowanie sprawdzające prowadzi policja na zlecenie prokuratury z Gostynia.
"Policjanci na razie zbierają materiał dowodowy i to policja podejmie decyzje, czy będzie wszczęte dochodzenie czy nie. Trzeba ustalić czy doszło do przestępstwa narażenia życia i zdrowia - za to przestępstwo grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności" - powiedział PAP szef prokuratury w Gostyniu Roch Waszak.
Policja pod nadzorem prokuratury sprawdza, jak dziecko trafiło do szpitala i czy pogotowie lotnicze musi przylatywać do takich przypadków. Dodatkowo policja będzie musiała wyjaśnić sprawę karetki ratującej życie, która miała kontrakt ze szpitalem.
Z ustaleń prokuratury wynika, że śmigłowiec LPR lądował na boisku szkolnym w Gostyniu w 2010 roku i transportował chorego do jednej z klinik na Pomorzu.
Sprawę wyjaśnia też minister zdrowia, który przeprowadza kontrolę w LPR.(PAP)
kpr/ bpi/ as/ gma/
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.