Córka ministra - ofiary katastrofy smoleńskiej waha się, czy nie złamać prawa i nie ujawnić zawartości akt śledztwa smoleńskiego. – Ta decyzja oznaczałaby dla mnie utratę zawodu – powiedziała nam Małgorzata Wassermann, która z zawodu jest adwokatem. – Chyba jednak nie da się inaczej dyskutować w publicznym kłamstwem - stwierdziła, komentując dla serwisu gosc.pl wczorajszą debatę smoleńską w Sejmie.
Dodała, że nie liczy już na polski wymiar sprawiedliwości, dlatego - jej zdaniem - trzeba teraz pracować nad przygotowaniem skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Mec. Wassermann zauważyła, że akta śledztwa smoleńskiego są miejscami nieczytelne, niekompletne, ich fragmenty zostały wyrwane. Są też wątpliwości co do autentyczności niektórych dokumentów. - W Moskwie widzieliśmy jedne zdjęcia, potem do Polski trafiły inne i mówi się nam, że innych nie ma. Prokurator generalny Andrzej Seremet jest fenomenalnym sędzią karnym. Gdyby jako sędzia otrzymał takie akta, uznałby, że to jakaś pomyłka i natychmiast zwróciłby je prokuraturze - podkreśla prawniczka z Krakowa.
Zwraca przy tym uwagę, że wyjaśnianie katastrof to przede wszystkim sprawa biegłych. Dlatego nie widzi możliwości rzetelnego prowadzenia śledztwa bez pełnych badań wykonanych przez polskich biegłych. - Gdy otrzymaliśmy materiał dowodowy w postaci ciał ofiar, mogliśmy wykonać ich sekcję. Ale wtedy prokuratura uznała, że to nie jest potrzebne – mówi Małgorzata Wassermann.
Wspomina też wczorajsze sejmowe wystąpienie prokuratora generalnego, który mówił, że „10 kwietnia 2010 r. w godzinach popołudniowych do Smoleńska udało się trzech polskich prokuratorów wojskowych, w tym ówczesny naczelny prokurator wojskowy. Tego samego dnia, to jest 10 kwietnia 2010 r., zaplanowano na godz. 18 wylot do Smoleńska grupy kolejnych czterech prokuratorów wraz z czterema lekarzami Zakładu Medycyny Sądowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, trzema specjalistami z dziedziny badań DNA z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji oraz czterema funkcjonariuszami Komendy Stołecznej Policji w Warszawie. 10 kwietnia 2010 r. planowany wylot nie nastąpił z przyczyn niezależnych od prokuratury” – Z jakich przyczyn? – pyta mec. Wassermann.
Jej zdaniem, z góry założono, że siły, jakie Państwo Polskie przeznaczyło do badania katastrofy na miejscu, nie będą wystarczające, tj. nie wystarczą do przeprowadzenia czy obserwowania sekcji zwłok czy sprawdzenia kilkuhektarowego obszaru miejsca katastrofy.
- O jakich 2 tysiącach ludzi mówi premier Tusk? - zastanawia się Małgorzata Wassermann i dodaje, że osoby, które brały udział w pracach w Rosji są wymienione w aktach i jest to 20, 30, może 35 nazwisk.
Mec. Wassermann dodaje, że rodziny ofiar katastrofy, z którymi rozmawiała, po wysłuchaniu wczorajszej debaty sejmowej nie przespały nocy. – Nie mogły znieść kłamstw – relacjonuje, dodając, że ona sama również przepłakała całą drogę z Krakowa do Warszawy. Jej zdaniem, była to próba wywarcia presji na rodzinach, by się zbytnio nie wychylały oraz doprowadzenie do sytuacji, w której społeczeństwo „będzie miało już dość tej jatki”. Córka Zbigniewa Wassermanna podkreśla, że nie zarzuca premierowi złej woli w wyjaśnianiu katastrofy, ale próbę przykrycia niekompetencji.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.