Jak wszystkie mody, także ta na ateizm dotarła do Polski - powiedział KAI ks. prof. Jan Sochoń, tłumacząc źródła ustanowienia przez wicemarszałek Sejmu Wandę Nowicką nagrody "Kryształowy Świecznik".
Zdaniem kapłana chrześcijanie muszą przeciwstawić się próbom ograniczenia ich wolności religijnej i dawać czytelne świadectwo Ewangelii. Nagroda Nowickiej będzie przyznawana osobom, które - jak stwierdziła inicjatorka - "wniosły wkład w budowę państwa świeckiego" i "nie godzą się na sklerykalizowanie życia politycznego w Polsce" (zob.: Kryształowa działalność Nowickiej).
Poniżej podajemy wypowiedź ks. prof. Sochonia:
Od zarania naszej cywilizacji zawsze byli ludzie, którym przeszkadzali ci, którzy adorują Boga. Byli oni obecni już w starożytnej Grecji, w kolebce naszej cywilizacji, nazywano ich ateistami i ich postawa nie była społecznie aprobowana. Ich "papieżem" i patronem był Lukrecjusz, autor "ewangelii" walczącego ateizmu "O naturze wszechrzeczy".
Dziś patronem ludzi, którzy uważają, że Boga i wiarę trzeba oddalić od ludzi, a najlepiej unicestwić, jest Slavoj Żiżek. Uważa on, że tych, którzy próbują wyrugować Boga z życia społecznego, trzeba uznać za ludzi niezwykle odważnych.
W Polsce największą grupę ateistów stanowią jednak ci, którzy są przekonani, że Bóg nie jest im do niczego potrzebny, On ich nie obchodzi, więc żyją z dala od Niego i wolą budować swój domek nad jeziorem w okolicach Augustowa. Na ich tle wyróżnia się niewielka grupa ludzi, która uważa, że powinna narzucić innym swoje racje. Problem polega na tym, że na płaszczyźnie społecznej ta garstka ludzi chce narzucić przytłaczającej większości sposoby postępowania.
Gdy spojrzymy na ateizm, dostrzegamy dwie jego przyczyny. Jedną można nazwać mocną, druga jest słaba. Te "mocne" to system filozoficzny lub ideologia przyjmujące wizję świata, w której nie ma miejsca na Boga i próbują to teoretycznie uzasadnić. Zaś "słabe" są osoby, które z jakichś prywatnych, emocjonalnych powodów uważają, że Bóg nie jest im specjalnie do szczęścia potrzebny. Może im nawet trochę przeszkadza? - Ktoś wyznał, że jeśli uzna istnienie Boga, to życie mu się skomplikuje, a bez Niego jest po prostu łatwiej. Ma rację, bo Kościół domaga się, aby poświadczać swoim codziennym postępowaniem swoją więź z Bogiem. Jeśli tego nie robi, znaczy to, że jesteśmy poza obszarem Jego oddziaływania.
Ale każdy wierzący ma prawo, by jego poglądy, czyli chrześcijaństwo, jak każda inna religia, mogły być manifestowane na płaszczyźnie społecznej. Zostało to potwierdzone nie tylko teoretycznie, ale też praktycznie poprzez układy między państwem a Kościołem.
Trzeba pamiętać, że rozdział, który zaznaczył się między państwem a Kościołem od czasów Rewolucji Francuskiej, jest słuszny. Powinny to być autonomiczne byty, współpracujące w ważnych dla ogółu dziedzinach. Kłopot zaczyna się wówczas, gdy radykalni ateiści żądają, że z życia społecznego należy wyrugować wszelkie objawy religijności. Nasza współczesna kultura przepojona jest ateizmem, a chrześcijańskie Objawienie osłabło. Mimo wszystko, a może tym bardziej, trzeba się tej ateizującej tendencji przeciwstawiać.
Ale mimo wyjałowienia i klimatu ateizmu, na świecie wzrasta potrzeba duchowości. Nie jest ona związana z Bogiem chrześcijan, ale jest szukaniem doświadczeń duchowych, bez którego, jak widać, ludzie czują pustkę.
A co my, wierzący, powinniśmy robić? Przede wszystkim uwzględniać fakt, że są wśród nas ludzie niewierzący, ale bronić się przed tym, żeby ich decyzje, manifesty i programy nie niszczyły i uniemożliwiały nam naszego chrześcijańskiego sposobu życia. Mamy naturalne prawo obecności w życiu społecznym. Po drugie, powinniśmy dawać nasze osobiste świadectwo życia. Bo cóż z tego, że pokonamy ateistów swoją teologiczną wizją świata, jeżeli nie poświadczymy tego naszym postępowaniem? Siła chrześcijaństwa leży bowiem w naśladowaniu ewangelicznego stylu życia i w ten sposób wzbudzimy u ateistów szacunek. Jeśli tak się stanie, będzie dobrze, gdyż musimy ułożyć się z ludźmi, którzy uważają, że materia wystarczy.
Ale dziś mamy do czynienia z modą, która, jak to często bywa, z opóźnieniem dociera do Polski. Od dłuższego czasu ujawnia się, równolegle z głodem duchowości, rozpropagowany przez media nowy ateizm, który ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii dociera do nas. Na Zachodzie ta fala liberalizmu i ateizmu raczej opada, a do Polski właśnie dociera. W takich krajach jak Francja czy Holandia ludzie uświadamiają sobie powoli - i to nie tylko ze względu na bliskość islamu - że życie społeczne bez religii prowadzi do skostnienia i zniszczenia, więc powoli próbują wrócić do nurtu religijnego w wymiarze wspólnotowym.
U nas ta moda to także wynik nowego stylu życia, w którym ludzie mają zapewnione względnie stabilne warunki materialne. W materialnie nasyconym społeczeństwie Bóg się oddala. Moda na ateizm dotarła na naszą wspaniałą prowincję, trzeba ją przeczekać, dając świadectwo.
Powinniśmy robić to także teoretycznie, Kościół powinien jasno przedstawiać i głosić swoją doktrynę, szukać porozumienia z ludźmi, którzy utracili nadprzyrodzoną perspektywę, Ewangelię, świadomość chrześcijańskich źródeł kultury. A jeśli okaże się, że to nie wystarczy - przeciwstawiać się kategorycznie próbom odebrania praw i wolności.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.