Reklama

Ktoś tu kręci

Prawomocny wyrok zapadł ponad dwa miesiące temu. Ale ksiądz Tadeusz Niziołek z Nowej Wsi Czudeckiej, skazany na karę trzech lat pozbawienia wolności za śmiertelne przejechanie dziecka i nieudzielenie pomocy po wypadku, w więzieniu nie siedzi - donosi oburzona Trybuna. Po czym przystępuje do uogólnień.

Reklama

- Nic nie stoi na przeszkodzie, by nakazać wykonanie kary, ale oczywiście wiadomo jednocześnie, że Żaden sędzia nie odważy się wydać takiej decyzji, nie mając akt sprawy w ręku - mówi sędzia Iwona Szczypiór, rzecznik Sądu Okręgowego w Rzeszowie. - Akta znowu trafiły do nas, bo pełnomocnicy rodziców Ani Betlei złożyli wniosek o uzupełnienie wyroku o koszty zastępstwa procesowego. Po rozpatrzeniu tego w sumie ubocznego zagadnienia, akta wrócą do Strzyżowa. Sędzia Szczypiór podkreśla, że te dodatkowe czynności nie mają przecież "żadnego wpływu na treść merytorycznego rozstrzygnięcia". Bo ksiądz jest skazany prawomocnym wyrokiem na karę więzienia. Kiedy ją odbędzie, Bóg raczy wiedzieć. Obecnie skazanemu sprzyja galimatias z krążącymi aktami sądowymi. Czy ksiądz Tadeusz nie będzie wnosił o odroczenie albo zawieszenie kary, gdy akta wrócą znów do Strzyżowa? - Życie pisze takie scenariusze, które nie sposób wymyślić ani przewidzieć - rzuca mimochodem sędzia Szczypiór. Rodzice Ani słyszeli od ludzi, że ksiądz chyba już od kilku tygodni nie odprawia mszy w swojej parafii. Nie jest też już tam proboszczem, choć kazania jeszcze niedawno głosił. Nie uczy dzieci w szkole. Ludzie mówili, że pożegnał się z parafianami, przedstawił im swojego następcę i ogłosił, że idzie na roczny urlop zdrowotny. - Ksiądz drwi sobie z nas i z tego wszystkiego, jakby go wcale wtedy nie było na drodze przed naszym domem, jakby nie zabił naszej Ani - mówi z goryczą Sylwester Betleja. - W sądzie w Rzeszowie nie pojawił się ani razu. W Strzyżowie na ostatniej rozprawie po ogłoszeniu wyroku nawet nie spojrzał na nas. Z kartki odczytał, że nas przeprasza i będzie się modlił za Anię. On, który tyle kazań głosił, nie potrafił powiedzieć tych kilku słów szczerze od siebie? Ale czy można się dziwić? Wszystko, co zeznawał przed sądem, było kłamstwem. Mówił, że Anię miał potrącić śmiertelnie TIR, a on tylko przejechał po czymś, co wypadło spod przyczepy i przypominało "kawał szmaty albo tektury". Nie było żadnego TIR-a - potwierdzili wszyscy świadkowie zeznający przed sądem, a biegli wykluczyli taką możliwość zdarzenia. Tego, kto potrącił Anię jako pierwszy, nie ustalono do tej pory. Wiadomo natomiast, że szosą jechała wtedy kolumna samochodów z księżmi, którzy wracali z Jawornika Niebyleckiego po uroczystościach odprowadzenia tam obrazu Matki Boskiej. Wśród nich był biskup pomocniczy diecezji rzeszowskiej Edward Białogłowski, który sam kierował polonezem.

Więcej na następnej stronie
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
0°C Czwartek
noc
0°C Czwartek
rano
3°C Czwartek
dzień
3°C Czwartek
wieczór
wiecej »

Reklama