Zobaczymy ocalone arcydzieło

Życie Warszawy/a.

publikacja 09.10.2004 07:59

Z Izabellą Galicką i Hanną Sygietyńską, historyczkami sztuki, które w podlaskiej wsi odkryły nieznany obraz El Greco, rozmawia Życie Warszawy.

- I stwierdzili - cytując fragmenty ówczesnych artykułów - El Greco - na pewno nie -twierdzi prof. Białostocki wraz z kustoszem Markiem Roztworowskim z Krakowa: "...młode, niedoświadczone, stawiają nieprzemyślane tezy...". I.G. Nad świętym i nad nami rozpętało się polskie piekło. To w tym czasie Ludwik Jerzy Kern napisał dowcipny wierszyk o całej tej historii: [...] Ruszyły biegiem zaraz w tamtą stronę Specjalisty i inne uczone I wygłaszały swe opinie cenne Każden odmienne. Jeden, że ręka całkiem nietypowa, Drugi, że znowu nienajklawsza głowa Trzeci, że głowa od bidy obleci - Całkiem jak dzieci [...] (panie recytują cały wiersz z pamięci) Odpisałyśmy, również w tym tonie i na długie lata zostałyśmy "dwiema młodziutkimi paniami", bo tak kończył się nasz wierszyk opublikowany w "Przekroju". Teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy wcale nam do śmiechu nie było. Z jednej strony docinki prasy, z drugiej - delikatnie mówiąc - nieco drwiący śmiech całego środowiska zawodowego. Po dwóch miesiącach zaczął się Wyścig Pokoju i niewyjaśniona do końca sprawa przycichła. Na długie lata. W tym samym roku zmarł proboszcz Władysław Stępień i obraz trafił do kurii siedleckiej. A my? Miałyśmy ukrytą w szafie dużą fotografię obrazu. Przed pracą codziennie całowałyśmy św. Franciszka w rękę prosząc by obraz okazał się prawdziwy. I tak przez 7 lat. - Ale w końcu po 10 latach od pierwszej wizyty w Kosowie Lackim nadszedł dzień chwały. H.S. Przez te 7 lat nie miałyśmy żadnych informacji o tym, co się dzieje z obrazem. To, że "Św. Franciszek" trafił w końcu do konserwacji było wielką tajemnicą. Do dziś nie wiemy, dlaczego utrzymywano to także w tajemnicy przed nami. Gdyby nie kolega pewnie jeszcze długo żyłybyśmy w nieświadomości. 13 stycznia 1974 r. Piotr Rudniewski zadzwonił z prośbą o spotkanie. Kazał się nam mocno trzymać krzeseł i powiedział, że podczas konserwacji pod warstwami przemalowań odkryto grecką sygnaturę Domenikos Theotokop(ulos). Tak swoje obrazy podpisywał El Greco. - Komisja naukowa, powołana w maju 1974 r. potwierdziła autentyczność obrazu. Posypały się zaszczyty? I.G. Dzienniki oszalały, a my w końcu przestałyśmy być nazywane El Greczynkami i "dwiema młodziutkimi paniami". Najmilszym zaszczytem, był dwumiesięczny wyjazd do Hiszpanii, który zresztą doszedł do skutku dużo później, bo w międzyczasie zmarł generał Franco. To, co czułyśmy, najlepiej podsumowała nasza koleżanka: - To było jak sen każdego historyka sztuki - co tu dużo mówić - wszyscy wam tego zazdrościmy?. W 1974 r. po raz ostatni widziałyśmy "nasz obraz". Prasa co jakiś czas dopytywała się o "Polskiego El Greco", ale kuria konsekwentnie milczała. Tylko raz w ciągu następnych 30 lat, w 1992 r. pokazano go konserwatorkom i urzędnikom z Ministerstwa Kultury i Sztuki. - Czym, zdaniem Pań, było spowodowane to milczenie i to, że obraz do tej pory nigdy nie był wystawiany publicznie? H.S. To tylko spekulacje, bo władze kościelne bardzo niechętnie się na ten temat wypowiadają. Jedno z tłumaczeń to obawa, by obraz nie został kościołowi odebrany przez państwo. Może były takie zakusy, ale to nie tłumaczy tego, że gdy w 1991 r. prof. Aleksander Geysztor, popierany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, zwrócił się z prośbą o wypożyczenie obrazu, jego prośbę też zignorowano. Ten rok to była 450. rocznica urodzin El Greco. Każde muzeum chwaliło się eksponatami związanymi z tym malarzem, niezależnie czy były to oryginały, czy kopie. Polskiego El Greco nie obejrzał nikt.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona