Z Izabellą Galicką i Hanną Sygietyńską, historyczkami sztuki, które w podlaskiej wsi odkryły nieznany obraz El Greco, rozmawia Życie Warszawy.
- I stwierdzili - cytując fragmenty ówczesnych artykułów - El Greco - na pewno nie -twierdzi prof. Białostocki wraz z kustoszem Markiem Roztworowskim z Krakowa: "...młode, niedoświadczone, stawiają nieprzemyślane tezy...". I.G. Nad świętym i nad nami rozpętało się polskie piekło. To w tym czasie Ludwik Jerzy Kern napisał dowcipny wierszyk o całej tej historii: [...] Ruszyły biegiem zaraz w tamtą stronę Specjalisty i inne uczone I wygłaszały swe opinie cenne Każden odmienne. Jeden, że ręka całkiem nietypowa, Drugi, że znowu nienajklawsza głowa Trzeci, że głowa od bidy obleci - Całkiem jak dzieci [...] (panie recytują cały wiersz z pamięci) Odpisałyśmy, również w tym tonie i na długie lata zostałyśmy "dwiema młodziutkimi paniami", bo tak kończył się nasz wierszyk opublikowany w "Przekroju". Teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy wcale nam do śmiechu nie było. Z jednej strony docinki prasy, z drugiej - delikatnie mówiąc - nieco drwiący śmiech całego środowiska zawodowego. Po dwóch miesiącach zaczął się Wyścig Pokoju i niewyjaśniona do końca sprawa przycichła. Na długie lata. W tym samym roku zmarł proboszcz Władysław Stępień i obraz trafił do kurii siedleckiej. A my? Miałyśmy ukrytą w szafie dużą fotografię obrazu. Przed pracą codziennie całowałyśmy św. Franciszka w rękę prosząc by obraz okazał się prawdziwy. I tak przez 7 lat. - Ale w końcu po 10 latach od pierwszej wizyty w Kosowie Lackim nadszedł dzień chwały. H.S. Przez te 7 lat nie miałyśmy żadnych informacji o tym, co się dzieje z obrazem. To, że "Św. Franciszek" trafił w końcu do konserwacji było wielką tajemnicą. Do dziś nie wiemy, dlaczego utrzymywano to także w tajemnicy przed nami. Gdyby nie kolega pewnie jeszcze długo żyłybyśmy w nieświadomości. 13 stycznia 1974 r. Piotr Rudniewski zadzwonił z prośbą o spotkanie. Kazał się nam mocno trzymać krzeseł i powiedział, że podczas konserwacji pod warstwami przemalowań odkryto grecką sygnaturę Domenikos Theotokop(ulos). Tak swoje obrazy podpisywał El Greco. - Komisja naukowa, powołana w maju 1974 r. potwierdziła autentyczność obrazu. Posypały się zaszczyty? I.G. Dzienniki oszalały, a my w końcu przestałyśmy być nazywane El Greczynkami i "dwiema młodziutkimi paniami". Najmilszym zaszczytem, był dwumiesięczny wyjazd do Hiszpanii, który zresztą doszedł do skutku dużo później, bo w międzyczasie zmarł generał Franco. To, co czułyśmy, najlepiej podsumowała nasza koleżanka: - To było jak sen każdego historyka sztuki - co tu dużo mówić - wszyscy wam tego zazdrościmy?. W 1974 r. po raz ostatni widziałyśmy "nasz obraz". Prasa co jakiś czas dopytywała się o "Polskiego El Greco", ale kuria konsekwentnie milczała. Tylko raz w ciągu następnych 30 lat, w 1992 r. pokazano go konserwatorkom i urzędnikom z Ministerstwa Kultury i Sztuki. - Czym, zdaniem Pań, było spowodowane to milczenie i to, że obraz do tej pory nigdy nie był wystawiany publicznie? H.S. To tylko spekulacje, bo władze kościelne bardzo niechętnie się na ten temat wypowiadają. Jedno z tłumaczeń to obawa, by obraz nie został kościołowi odebrany przez państwo. Może były takie zakusy, ale to nie tłumaczy tego, że gdy w 1991 r. prof. Aleksander Geysztor, popierany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, zwrócił się z prośbą o wypożyczenie obrazu, jego prośbę też zignorowano. Ten rok to była 450. rocznica urodzin El Greco. Każde muzeum chwaliło się eksponatami związanymi z tym malarzem, niezależnie czy były to oryginały, czy kopie. Polskiego El Greco nie obejrzał nikt.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.