Najważniejsze zdjęcie Papieża

W pragnieniu, by mieć krzyż w chwili własnego cierpienia, odbijała się cała życiowa postawa Jana Pawła II - mówił Arturo Mari, osobisty fotograf Jana Pawła II w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.

Jarosław Mikołajewski: Czy uważa się Pan za świadka świętości Jana Pawła II? Arturo Mari: Byłem przy Nim od początku pontyfikatu, po kilka lub kilkanaście godzin dziennie, i zaświadczam, że był człowiekiem świętym. Zawsze tak właśnie o Nim myślałem - jako o świętym. Mam najgłębsze przekonanie, że jest blisko Boga. Jako święty, który wrócił do domu Ojca. - Jakie były oznaki Jego świętości? - Wszystko, co robił i mówił, było takim znakiem. Nie umiem na przykład opisać sposobu, w jaki przeżywał mszę świętą. Podczas najświętszej ofiary, zwłaszcza w prywatnej kaplicy, przestawał być takim człowiekiem, jakim ludzie widzieli Go podczas transmisji. Nie rozumiem tego zjawiska, nie umiem tego opisać. Podobnie jak nie umiem oddać słowami stanu, w jakim znajdował się podczas modlitwy. Trzeba było Go wtedy widzieć, żeby zrozumieć. Innym znakiem Jego świętości jest sposób, w jaki traktował zwykłych, prostych ludzi. Do chorych, których odwiedzał w leprozoriach, odnosił się z większym szacunkiem niż do przywódców państwowych. Bo On naprawdę w każdym z nich widział Chrystusa. - Czy na Pańskich oczach w obecności Ojca Świętego dokonały się takie ludzkie przemiany, które mógłby Pan nazwać cudami? - To nie to miejsce i nie ten czas, kiedy należałoby o tym mówić. Istnieją procedury, którym muszą być poddane podobne świadectwa. Wiele osób mówi obecnie o cudach Jana Pawła II, opisy tych zdarzeń ukazują się w gazetach, jednak to Kościół jest ich pierwszym adresatem. Czuję, że obowiązkiem przekazania wiedzy Kościołowi nie jest objęta tylko jedna przemiana, której byłem świadkiem - moja własna. Codzienna przemiana, jakiej doznawałem dzięki Jego bliskości. - Czy zachował Pan jakąś pamiątkę po Janie Pawle II? - Nie mogę tego powiedzieć. Powiem tylko, że najbardziej poruszającą pamiątką, jaką mi pozostawił, było pożegnanie. Sześć godzin przed śmiercią Ojciec Święty wezwał mnie za pośrednictwem arcybiskupa Dziwisza, położył mi rękę na głowie i powiedział: "Arturo, grazie". I potem powtórzył "grazie" ["dziękuję" po włosku] raz jeszcze. Następnie zamknął oczy i odwrócił głowę na bok, żeby odpocząć. Do dziś zastanawiam się, skąd u Niego troska o tak prostego człowieka jak ja. Nie zapominał o nikim - to również jest dla mnie znakiem Jego świętości. - Które ze zdjęć, jakie wykonał Pan podczas całego pontyfikatu, uznaje Pan za najważniejsze? - Zdjęcie z Wielkiego Piątku, tego ostatniego - kiedy nie miał siły prowadzić nabożeństwa, a poprosił o krzyż. W pragnieniu, by mieć krzyż w chwili własnego cierpienia, jest cała Jego życiowa postawa - żyć do końca z Chrystusem w okresach siły i zdrowia oraz w momentach cierpienia. Szukać jedności z Chrystusem. To była chwila wielkiego wyznania, a także bardzo osobiste przeżycie - Jego i wszystkich, którzy wtedy przy Nim byli. Mnie udało się tę chwilę zatrzymać. Otrzymałem ten dar i myślę o nim z wdzięcznością.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
15°C Sobota
noc
13°C Sobota
rano
17°C Sobota
dzień
17°C Sobota
wieczór
wiecej »