Między innymi na pytanie "Czy zawsze wyznawał Pan zasady moralności katolickiej, czy też żył według maksymy "sex, drugs and rock and roll"?" odpowiada w wywiadzie dla Kulisów (Życie Warszawy) Jan Pospieszalski.
- Widzi Pan, problem polega na tym, że debata publiczna w Polsce jest niezwykle niesymetryczna. Obserwując inne stacje czy programy, mam poczucie wielkiej nierównowagi. Niech Pan na przykład przypomni sobie obrazki, które pojawiały się w mediach z okazji Parady Równości. Nikt jakoś nie pokazywał, jak policja pałowała tych, którzy protestowali przeciwko paradzie... - O przepraszam. Oglądałem TVN24 i tam akurat wszystko pokazano. - Pałowanie? Brutalne wyciąganie ludzi przez policję?! - Oczywiście, że to pokazali. Widziałem na 100 procent. - Nawet jeśli tak było w tej stacji, to przecież mi chodzi o ogólny obraz tworzony przez wszystkie media. Homoseksualistów pokazano generalnie jako wolnościowców walczących o swobodę organizowania zgromadzeń, a ich przeciwników zgnojono. I tu dochodzimy do odpowiedzi na pana zarzut. W naszych programach staramy się po prostu zachować parytet, równowagę. Na przykład środowisko homoseksualistów to przecież zaledwie 1-3 procent Polaków, feministki to też margines. Do moich programów te osoby są zapraszane, choć prezentują poglądy mniejszościowe. Gorzej jest z podzielającą te poglądy publicznością – naprawdę niełatwo ich znaleźć. „Warto rozmawiać” wśród dyskutantów zachowuje równowagę stron. Natomiast jeśli chodzi o publiczność, to z reguły te środowiska marginalne i tak mają u nas nadreprezentację. - Z tą marginalnością to nie jest takie proste. Bo na przykład większość warszawiaków, katolików przecież, była za zezwoleniem na homoparadę... - O czym tu mówić, skoro w debacie na temat parady homoseksualiści zagrali wobec mnie bardzo nie fair? Przyjęli zaproszenie, mieli przyjść zwartą grupą i na pięć minut przed programem powiedzieli, że nie przychodzą. Jak w takiej sytuacji można mi zarzucać brak równowagi? - Może homo nie przyszli, bo się bali? - Domyślam się, że tak właśnie było. Bali się konfrontacji na argumenty. - Mnie chodzi o inny strach. Może bali się, że zostaną obrażeni albo nawet oberwą? - Pan chyba żartuje! - Wcale nie. Atmosfera była gorąca, a wśród Pana publiczności ponoć są wszechpolacy, którzy lubią przywalić.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.