O siostrze Annie Bałchan, z zawodu mechaniku obróbki skrawaniem, mówią: "zakonnica od prostytutek".
Skromnymi środkami organizuje pomoc lekarzy, prawników, ale i duchowe wsparcie dla prostytuujących się kobiet na Śląsku. Kilka lat temu otworzyła dla nich dom
Na Śląsku dziewczyny, trudniąc się prostytucją, utrzymują swoich rodziców, całe rodziny. Plaga bezrobocia sprawia, że mają na to milczącą zgodę.
- Komentarz, który po powrocie z pracy niejedna z nich słyszy, brzmi: "Gdyby nie ty, zginęlibyśmy z głodu". To sprawia, że z zarobku na ulicy nie zamierzają rezygnować, bo czują się odpowiedzialne - wyjaśnia s. Anna.
W 2001 r. siostra Anna założyła Stowarzyszenie im. Maryi Niepokalanej na rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom, a rok później ośrodek Magdalena, w którym prostytutki mogą zamieszkać. Dla ich bezpieczeństwa zakonnica nie podaje publicznie adresu, tylko swój telefon. Obecnie ośrodek boryka się z problemami finansowymi. - Koszty wszystkich naszych działań są ogromne. Kobiety nie mają ubezpieczenia, często nie można nawet podać ich imienia i nazwiska. Za leki trzeba płacić 100 proc. ceny. Do tego dochodzą sprawy sądowe.
Stowarzyszenie nie przestaje się jednak rozwijać. Oprócz opieki nad kobietami ulicy zajmuje się ich rodzinami, prowadzi mediacje. Zdarza się, że przychodzą klienci prostytutek. Chcą porady, jak zerwać ze swoim nałogiem. Stowarzyszenie współpracuje z psychologami z Instytutu Ericksonowskiego w Katowicach i wyspecjalizowanymi terapeutami.
Prostytucja przybiera na Śląsku zastraszające rozmiary. Prostytuują się żony bezrobotnych górników. Niejedna z nich przekroczyła już czterdziestkę. Według danych policji w rejonie samych Katowic takich kobiet może być ok. stu (pisaliśmy o tym w "Gazecie" 27.02.2004). - O rodzinach utrzymywanych z nierządu nikt nie powiedziałby "margines społeczny". Prostytucja kojarzy się wszystkim z patologią, ale coraz częściej dotyczy tzw. średniej krajowej - komentuje s. Anna.
Jej zdaniem coraz ważniejsza jest profilaktyka: - Organizujemy programy w szkołach, żeby uczulić na uliczny werbunek. Docieramy do parafii, organizacji młodzieżowych. Idziemy wszędzie, gdziekolwiek nas wpuszczą.
Czy istnieje lekarstwo na prostytucję? Stowarzyszenie szuka go w pokazywaniu rozmaitych alternatyw.
S. Anna: - Te dziewczyny muszą poczuć, że gdy zejdą z ulicy, dostaną coś w zamian. My proponujemy im szkolenia, pracują dla nas ludzie, którzy badają rynek pracy. Kursy zawodowe są rozmaite: opieka nad starszymi, fryzjerstwo, kosmetyczka. Jednak także obsługa komputera, nauka języków. W zależności od tego, do czego która dziewczyna ma zdolności. Czasem potrzebna jest pomoc, żeby skończyć szkołę średnią. Nam chodzi przede wszystkim o odkrywanie talentów. Uważam to za pierwszy krok w dobrą stronę, jeśli dziewczyna stwierdzi, że umie układać bukiety albo ma talent do pieczenia ciast.
W pracy z prostytutkami niezbędny jest profesjonalizm. Siostra Anna bierze udział w międzynarodowych konferencjach na temat prostytucji, chce być na bieżąco z metodami pracy, ma stały kontakt z La Stradą. Myśli o rozszerzeniu siatki organizacyjnej, żeby pomagać skuteczniej. Przeszkolony zostanie również nowy nabór wolontariuszy. - Ulica ma swoje prawa. Uczymy, jak masz pomóc, a nie żeby ktoś cię zabił albo żeby dziewczyna cierpiała przez ciebie - mówi s. Anna. - Tam nie ma czasu na wielkie wywody i my nie chcemy działać agresywnie. Nikt nie rodzi się prostytutką, tak samo i zejście z ulicy musi potrwać. My po prostu pokazujemy możliwości.
Telefon interwencyjny do stowarzyszenia siostry Anny: 0- 694 489 187
Przeczytaj też:
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.