"Przystanki" odbywają się pod szczytnym hasłem: "Miłość, przyjaźń, muzyka", a w praktyce stanowią dosłowną realizację ulubionego hasła Owsiaka: "Róbta, co chceta", co doskonale prezentuje film - napisał Nasz Dziennik komentując wyrok nakazujący TV Trwam przeprosić Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy za film "Przystanek Woodstock - przemilczana prawda".
Tekst uzupełniają wypowiedzi uczestników i obserwatorów imprezy: Na "Przystanek Woodstock" zacząłem jeździć przed sześcioma laty. Wówczas to jeszcze impreza Jerzego Owsiaka organizowana była nie w Kostrzynie nad Odrą, jak ma to miejsce obecnie, ale w Żarach k. Zielonej Góry. Pierwszym takim wrażeniem, wspomnieniem z "wyjazdu na Woodstock" był rynek w Żarach i siedzące na nim dwie kilkunastoletnie, tak na oko 15-16-letnie dziewczyny z kartką sugerującą, że oddadzą się za wino. Tak naprawdę żarski "Przystanek Woodstock" powinien nazywać się "przystanek alkohol", bo alkohol był tam bardziej dostępny niż chleb. I nikt nie robił nieletnim problemów z dostępem do piwa czy mocniejszych trunków. Normalny widok - pijani młodzi ludzie, często bardzo młodzi, śpiący gdzieś w krzakach, w wymiocinach, na śmietnikach. W Kostrzynie służby porządkowe zdecydowanie bardziej rygorystycznie pilnowały, by nieletnim uczestnikom "Przystanku Woodstock" alkoholu nie sprzedawać, w Żarach małoletni nie mieli z tym żadnego problemu. Trzeba też wspomnieć o narkotykach, przecież policja i służby celne co rok informują o licznych zatrzymaniach osób jadących na "Woodstock", u których znaleziono tzw. dragi, głównie marihuanę. Witold Czterokrotnie uczestniczyłem w minionych latach w organizowanym przez pana Owsiaka "Przystanku Woodstock", najpierw w Żarach, później również w Kostrzynie. Do dziś zachowałem bogatą dokumentację fotograficzną ukazującą prawdziwą twarz imprezy organizowanej pod hasłem: "Miłość, przyjaźń, muzyka". Ta prawdziwa twarz to twarz upojonej alkoholem, agresją i całkowitą swobodą, pozbawionej jakichkolwiek zakazów młodzieży. To, co mnie uderzyło, kiedy obserwowałem kolejne "Przystanki Woodstock", to gwałtownie obniżający się wiek uczestników tego festiwalu. Jakby ci starsi, pamiętający jeszcze Jarocin, zdegustowani rezygnowali z imprez pana Owsiaka, natomiast jego festiwal stawał się taką oazą "róbta, co chceta" dla bardzo młodych ludzi.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.