Nie sztuką jest kontestować. Sztuką jest wziąć sprawy w swoje ręce i angażować się wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i gdzie przyniesie to konkretne efekty.
Od dawna oczekiwane spotkanie. Przyjechali w niedzielę po południu. Msza święta, potem biesiada pod lipą. Mimo nadciągającej burzy. Na stole pojawiły się stare zdjęcia. Druga połowa lat siedemdziesiątych. Grupa młodzieży, przed nimi niepełnosprawni, trzy zakonnice. Wakacje w Licheniu. Na jednym z nich stoję za wózkiem, na którym siedzi pani Regina. Cierpiała na gościec stawowy. Mimo to promieniowała spokojem i jakąś tajemniczą radością. Była błogosławieństwem nocnego dyżuru. Ponieważ nie mogła spać, czuwała nad przysypiającym ze zmęczenia dyżurnym. Połóż się tu. Jak ktoś będzie wołał, obudzę. Żeby rano napalić w piecu też obudzę. Pani Regino, pytały dziewczyny, co pani robi, że ma taką piękną cerę na twarzy. Nic, odpowiadała zdumiona, korzystam tylko z szarego mydła. Na inne kosmetyki mnie nie stać.
Nie zdjęcia jednak były okazją spotkania, ale kolejna rocznica śmierci osoby, będącej jedną z inicjatorek tych wyjazdów. Dodajmy – nie tylko tych wyjazdów. Bo wszystko zaczęło się od rekolekcji i całej serii spotkań w jej domu. One dały początek wspólnocie, do dziś nazywającej się z dumą grupą Babci. Bo na spotkania nie szło się do pani Mirki. Szło się do Babci. Członkini Prymasowskiego Instytutu Maryjnego miała niezwykły dar. Nie tylko gromadzenia wokół siebie młodzieży. Była formatorką w pełnym tego słowa znaczeniu. Uczącą modlitwy, wsłuchiwania się w słowo Boże, rozumienia Eucharystii. Pokazywała, że autentyczne życie duchowe przekłada się na konkretne zaangażowanie. Z perspektywy czasu śmiało mogę napisać, że w była prekursorką obecnego papieża. Jak on przekonana, że autentyczna fascynacja Jezusem musi przekładać się na relacje z bliźnimi i to, co w Kościele nazywa się opcją na rzecz ubogich. Dlatego gnała nas do roboty nie uznając żadnych tłumaczeń. Zresztą nikomu do głowy nie przyszło nawet, by wymawiać się klasówką, egzaminami, czy innymi obowiązkami. Bo miłość wszystko poukłada. Pomagali jej w tym nasi spowiednicy. Za pokutę, usłyszałem kiedyś, zrobisz sobie szczegółowy plan najbliższego tygodnia. Co do minuty. Tak, by czasu nie zabrakło na nic.
Piszę nie po to, by wspominać. Rano, omijając szerokim łukiem informacje o kolejnych politycznych sporach i przepychankach, trafiłem na ślad jednej z wielu, jak mniemam, inicjatyw, wpisujących się w nasze młodzieńcze doświadczenia. W maju rzucono hasło, a dziś już wiadomo, że grupa podopiecznych jednego ze środowiskowych domów samopomocy wyjedzie na wakacje. Jej inicjator zamieścił film na Youtube, znajomi wsparli na Facebooku (robimy rewolucję na fb:) żeby Wam pomóc 3majcie się mocno! – deReatif), w kilka tygodni zebrano potrzebne środki (sypnąłem groszem! Udanych wakacji życzę! ;) – Thebisre), w sobotę wyjazd na obóz w Sianożętach (bez filmu „jak było” nie wracajcie. Byle bez smutnej muzyki:) – ORPKryzys).
Takich inicjatyw, jak Polska długa i szeroka, są setki, jeśli nie tysiące. Zastępowanie niewydolnej opieki społecznej? Nie! Zwykła, elementarna, ludzka potrzeba miłości, chęć obdarowania i zaangażowania. Prawdziwe oblicze tego, co nazywamy społeczeństwem obywatelskim, a w Kościele opcją na rzecz ubogich. Bo nie sztuką jest kontestować. Sztuką jest wziąć sprawy w swoje ręce i angażować się wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i gdzie przyniesie to konkretne efekty. Co jest ważne, takiemu zaangażowaniu nie jest w stanie przeszkodzić bezduszna, biurokratyczna machina, niszcząca inicjatywy bezmyślnymi procedurami i stosami nikomu nie potrzebnych papierów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.