Abp Życiński: SB w Lublinie rejestrowała fikcyjnych kościelnych agentów

KAI/J

publikacja 26.01.2007 20:47

Na podstawie informacji o zarejestrowaniu tajnego współpracownika nie można wyrokować o jego rzeczywistej współpracy - to wniosek z konferencji prasowej w lubelskiej kurii 26 stycznia.

Podczas spotkania z dziennikarzami abp Józef Życiński przedstawił kolejne efekty pracy komisji historycznej, badającej inwigilację KUL i lubelskiego duchowieństwa przez służby specjalne. W konferencji uczestniczyli ks. prof. Franciszek Greniuk i ks. prof. Ryszard Rubinkiewicz, którzy zostali bez swej wiedzy i zgody zarejestrowani przez SB. Opisując historię obu duchownych metropolita podkreślał, że pokazuje ona, iż nie można tylko na podstawie informacji o rejestracji stwierdzić faktu rzeczywistej współpracy. Zaznaczył, że nie można przypisywać wiarygodności wszystkim zachowanym zapisom i informacjom o współpracy ze służbami. Zasadą pracy SB było szukać ludzi młodych, utalentowanych, wobec których można było przypuszczać, że odegrają poważną rolę w Kościele. I kierując się tym kryterium SB usiłowała wciągnąć w orbitę swych oddziaływań ks. prof. Rubinkiewicza i ks. prof. Greniuka - mówił abp Życiński. Wyjaśnił, że teczki obu duchownych zostały zniszczone, pozostały tylko zapisy o rejestracji i informacja o tym, że ks. prof. Greniuk miał dwie teczki, a ks. prof. Rubinkiewicz jedną i o tym, że zostały wybrakowane. A także pseudonimy duchownych i okres prowadzenia sprawy. W dokumentach widniała informacja z 1975 r., że ks. prof. Rubinkiewicz został "wyeliminowany, gdyż nie wyraził zgody na współpracę", choć rzekomo miał być zarejestrowany w 1969 r. W przypadku ks. prof. Greniuka sytuację wyjaśnił dokument, odnaleziony w dokumentacji dotyczącej przygotowań do wizyty Jana Pawła II w Lublinie, z którego wynika, że także on odmówił współpracy. - To jest dla nas okazja do refleksji, jak czytać zapiski esbeckie. Gdyby ktoś tylko spojrzał na listę i ujrzał numer rejestracji, to wtedy od razu mógłby robić sensację. To wszystko uczy nas odpowiedzialności za słowo - mówił metropolita. - Nie wolno rozrachunków moralnych traktować jak gry w rosyjską ruletkę. Tu trzeba pewne dokumenty doczytać do końca, dołożyć starań, nie usiłować rozwiązywać bolesnych kwestii "na czas" - dodał. O swoich kontaktach ze służbami opowiedzieli obaj księża. Ks. prof. Greniuk, teolog moralista, emerytowany profesor KUL mówił, jak w czasie studiów zaproponowano mu ułatwienie zatwierdzenia habilitacji i pomoc w uzyskaniu paszportu, jednak ksiądz zmienił plany naukowe. Próbowano go także namówić na prowadzenie obserwacji podczas pobytu na stypendium. Już jako rektor seminarium duchownego w Lublinie ks. Greniuk spotykał się z funkcjonariuszami w Wydziale ds. Wyznań, przy okazji starań o odbudowę gmachu seminarium po pożarze czy w związku z kwestią studiowania grekokatolików w seminarium, co było niechętnie widziane. Sprawy seminarium poruszane przeze mnie w tych rozmowach zawsze uzgadniałem z moim ordynariuszem przed pójściem do wydziału, a później przedstawiałem rezultaty rozmów - podkreślił duchowny. - Podczas wszystkich tych spotkań nigdy nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek współpracę z UB w charakterze informatora, nie podpisałem żadnej deklaracji, nic nie wiem o nadaniu mi jakiegoś pseudonimu, nie otrzymałem żadnego wynagrodzenia, nie wyrządziłem nikomu szkody - mówił.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona