Było późne przedpołudnie pewnej wiosny, między 30 a 33 rokiem naszej ery.
Jerozolimską drogą, która w następnych wiekach przyjmie znamienną nazwę Via
Dolorosa, postępował niewielki orszak: skazany na śmierć, w eskorcie rzymskich
żołnierzy - tak rozpoczyna się Droga Krzyżowa, która w tegoroczny Wielki
Piątek zostanie odprawiona w Koloseum. Portal Wiara.pl dotarł do całego
tekstu.
Stacja trzynasta
Jezus umiera na Krzyżu
C.: Kłaniamy ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W.: Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
Z Ewangelii według św. Łukasza (23, 44-47)
Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego». Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: «Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy».
ROZWAŻANIE
W Getsemani, początek drogi krzyżowej spowijał mrok nocy, ciemność konania. Teraz, nad Golgotą, słońce traci swój blask i cały świat pochłania ciemność. Nad ziemią, na której umiera Bóg, zdaje się panować «królestwo śmierci». Tak! Aby w pełni być człowiekiem i naszym bratem, Syn Boży musi także pić z kielicha śmierci – tej śmierci, która stanowi rzeczywisty dowód tożsamości wszystkich potomków Adama. W ten sposób Chrystus «we wszystkim upodabnia się do braci». W pełni staje się jednym z nas, aż po ostatnie tchnienie, po tę chwilę między życiem a śmiercią. Ta Jego agonia, powtarza się także teraz, w tej chwili, w agonii wielu mężczyzn i kobiet, tu w Rzymie i w tylu innych miastach i miejscowościach świata.
Oto przed Jezusem ustępują bogowie greccy i rzymscy. Niewzruszeni, niedostępni, jak imperatorzy, osłonięci niebiosami złotego Olimpu. W Chrystusie, który umiera, objawia się Bóg. Bóg rozmiłowany, zakochany w swoich stworzeniach, aż po dobrowolne zamknięcie się we właściwych im granicach cierpienia i śmierci. To dlatego Ukrzyżowany jest czytelnym, bo ludzkim, znakiem samotności i umierania, a także niesprawiedliwości i zła. Jednocześnie jest On czytelnym, Bożym znakiem nadziei, bo gwarantującym wypełnienie się oczekiwań każdego setnika, to znaczy każdego, kto gorliwie poszukuje prawdy.
* * *
Istotnie, Jezus nie przestaje być Synem Bożym również teraz. Tutaj, gdy wisi na szubienicy i umiera. W tym momencie przecież Bóg przenika i bierze w swe posiadanie wszystkie cierpienia i każdą śmierć. Syn Boży ogarnia je swoją wiecznością. Cierpienie i śmierć zasiewa ziarnem wiecznego życia i rozpala w nich iskry Bożego światła.
A zatem śmierć, mimo że nic nie traci na swej tragicznej powadze, nieoczekiwanie objawia zupełnie inną twarz. Ma twarz, ma oczy samego Ojca, który jest w niebie. Dlatego Jezus w chwili konania tak czule woła do Niego: «Ojcze, w twe ręce powierzam ducha mego». Także i my, wzorem jednej z pisarek, przyłączamy się do tego wołania: «Ojcze, twe palce zamkną także i moje powieki. Ty, który jesteś dla mnie Ojcem, zwróć się ku mnie jak czuła Matka, która spogląda na swoje dziecko, pogrążone we śnie w łóżeczku. Ojcze, spójrz na mnie i weź mnie w swe ramiona». (Marie Noel: «Pieśni i godziny», 1930)
Wszyscy:
Pater noster, qui es in cælis:
sanctificetur nomen tuum;
adveniat regnum tuum;
fiat voluntas tua, sicut in cælo, et in terra.
Panem nostrum cotidianum da nobis hodie;
et dimitte nobis debita nostra,
sicut et nos dimittimus debitoribus nostris;
et ne nos inducas in tentationem;
sed libera nos a malo.
Cierpiącego tak niezmiernie
Twego Syna ból i ciernie
niechaj duch podziela mój.
Vidit suum dulcem Natum
morientem, desolatum,
cum emisit spiritum.