"1,6 tys. spalonych wiosek, ponad 130 tys. zniszczonych chat. I każda z nich to jedno kliknięcie myszką". O ważnej dla przypominania o tragedii Darfuru inicjatywie koncernu "Google" i waszyngtońskiego Muzeum Holocaustu informuje "Gazeta Wyborcza"
Google Earth to serwis pozwalający oglądać z lotu ptaka cały świat dzięki zdjęciom satelitarnym. We wtorek koncern Google zaprezentował program "Kryzys w Darfurze" (http://www.ushmm.org/googleearth) przygotowany we współpracy ze słynnym waszyngtońskim Muzeum Holocaustu. Połączenie wyostrzonych zbliżeń ze śladami po spalonych wioskach oraz zdjęć, filmów wideo i relacji zarejestrowanych na miejscach tragedii przez dziennikarzy i pracowników organizacji humanitarnych stworzyło wstrząsającą całość. - Teraz ludzie mogą naprawdę na własne oczy zobaczyć, jak wygląda ludobójstwo - mówił podczas premiery "Kryzysu w Darfurze" uchodźca z Sudanu Daowd Salih. Masakry w Darfurze wspierane przez rząd Sudanu od wielu miesięcy trafiają do serwisów informacyjnych sieci telewizyjnych i gazet. Jednak z upływem czasu wywołują coraz mniejsze zainteresowanie. Zachodnie rządy rozkładają ręce, nie chcąc wysłać sił pokojowych do środkowej Afryki, a Sudan blokuje skutecznie bardziej stanowcze działania ONZ. - Mamy nadzieję, że nasz wspólny program z Google spowoduje, że ludziom będzie o wiele trudniej stać z boku i beznamiętnie przyglądać się ludobójstwu, które dzieje się na naszych oczach - tłumaczy Lawrence Swiader, rzecznik Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Muzeum oprócz gromadzenia pamiątek i relacji z czasów zagłady Żydów podczas II wojny światowej dokumentuje też inne ludobójstwa, czystki etniczne i masakry. Materiał informacyjny, zdjęcia, relacje, statystki w serwisie "Kryzys w Darfurze" zostały przygotowane właśnie przez jego badaczy i informuje dalej "Gazeta" Internauci korzystający z serwisu "Kryzys w Darfurze" na niemal każdej stronie widzą linki zatytułowane "Jak mogę pomóc?". Dzięki nim można przenieść się na strony internetowe organizacji pozarządowych i agencji międzynarodowych prowadzących pomoc humanitarną dla uchodźców z Darfuru. I wpłacić pieniądze, zgłosić się do pracy jako wolontariusz albo wysłać list protestacyjny do swojego kongresmana lub Białego Domu. "Gazeta Wyborcza" przypomina też krótko historię konfliktu. "Na początku 2003 r. Furowie, a także ich sąsiedzi z afrykańskich ludów Zaghawa i Messalit zbuntowali się przeciwko niesprawiedliwym ich zdaniem rządom z Chartumu i podnieśli zbrojne powstanie. Władze posłały przeciwko nim wojsko, a także skrzyknięte lokalne milicje z arabskich koczowniczych plemion. Odtąd w pogromach i etnicznych czystkach zginęło w Darfurze ponad ćwierć miliona ludzi, a prawie dwa miliony straciło dach nad głową. Na darfurskiej wojnie obowiązuje taktyka spalonej ziemi - pisze dalej Gazeta". Napastnicy zabijają mężczyzn, porywają w niewolę dzieci, gwałcą kobiety, a potem rabują i puszczają z dymem wioski i pola, a nawet trują studnie".
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.