- Tak pięknie msze odprawia, taki Bogu oddany - mówi parafianka o proboszczu podejrzewanym o to, że chciał śmierci swojej córki. Według kurii ksiądz Wieńczysław zaprzecza ojcostwu dziecka. Proboszcz twierdzi, że pomagał jego matce w "niekonwencjonalny sposób" - pisze Gzaeta Wyborcza.
Ks. Kuliberda przypuszcza, że proboszczowi z Janików mogło chodzić o to, czyje życie w pierwszej kolejności ratować - matki czy dziecka. I może wskazał matkę i stąd doszło do jakiegoś nieporozumienia. - Kościół w swej mądrości wstrzymuje się od szybkich sądów - zaznacza rzecznik kurii. - Sami wyjaśniamy sprawę. Czekamy też na wynik prokuratorskiego dochodzenia. Na razie ks. Wieńczysław został przez kurię zawieszony w sprawowaniu funkcji proboszcza (choć nie kapłana). Nie będzie odprawiał mszy św. w Janikach. - W każdą niedzielę odprawiał normalnie, dwie msze rano i sumę - wylicza starsza kobieta w zielonej bluzce. Kobieta opowiada, że wcześniej nie widziała księdza, który odprawiałby msze tak pięknie i tak był Bogu oddany. - Gdyby to wszystko była prawda, bardzo by mi było przykro - mówi. Jak twierdzi, chodziły jakieś słuchy, że ksiądz za blisko zna się z "tą Edytą". - Ale kto wie, czy to nie były zwyczajne plotki. Może naprawdę chciał jej pomóc? - zastanawia się. - Pomóc?! Dobre sobie! - śmieją się młodsi parafianie. - Każdą wolą chwilę u niej spędzał. Jak się po drugiej w nocy jechało koło jej domu, samochód księdza stał tam prawie zawsze. Jeden z ministrantów: - Ksiądz to w ogóle lubił kobiety. Pamiętam, jak do kolegi powiedział, że jego mama ślicznie wygląda po wakacjach. Ale to ksiądz proboszcz wyszykował pokój dla Edyty i mającego przyjść na świat dziecka. Zrobił to w niewykończonym od 20 lat domu jej rodziców. - A mnie powiedział, że jak chcę zajść do pokoju Edyty, mam poprosić, to po mnie zejdzie. Inaczej nie mam wstępu - opowiada jej matka. Przyjmuje mnie w różowej bluzce, długiej spódnicy i żakiecie - pisze dziennikarka GW. - Krąży po biednie wyglądającym podwórku, wśród kur, psów i kotów. Ubrała się elegancko, bo co chwilę jacyś dziennikarze się u niej zjawiają. Każdemu chętnie opowiada o córce. Że księdza poznała przez brata, bo ten jest w Janikach kościelnym. Że sprzątała na plebanii, prała księdzu i gotowała, bo innego zawodu nie ma - chodziła do szkoły specjalnej. I tylko podstawowej. Mówi też, że rodzinie w ogóle bardzo biednie się żyje z czterech hektarów marnej ziemi. Edyta z córeczką wciąż jest w szpitalu. Ksiądz po przesłuchaniu wrócił do domu. Nikomu nie otwiera drzwi plebani, choć parafianie twierdzą, że jest na miejscu. - Jego opel stoi w garażu - mówią. Przed plebanią kłębił się tłum dziennikarzy i mieszkańców, stał wóz transmisyjny TVN 24.
W starożytnym mieście Ptolemais na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.