Co druga parafia rzymskokatolicka na Ukrainie ma problemy z odzyskaniem utraconych za czasów komunistycznych świątyń i mienia kościelnego - alarmuje Nasz Dziennik.
Walka o odzyskanie dóbr trwa, jednakże nie jest ona łatwa. - W Kijowie funkcjonuje Rada Kościołów różnych wyznań, w których stale poruszane są sprawy oddania świątyń, ale to nie zmienia sytuacji. Ordynariusz diecezji łuckiej JE ks. bp Marcin Trofimiak ma zamiar odzyskiwać we własnej diecezji świątynie katolickie drogą sądową. Natomiast w naszej parafii w Ostrogu władze miejskie grożą sądem za to, iż nie zgadzamy się na płacenie stawki 3 proc. za dzierżawę kościelnych gruntów i nadal płacimy dawne 1 procent - wyjaśnił ks. Witold Józef Kowalow. Podkreślił, że takie podejście władz jest pokłosiem epoki komunistycznej, gdyż istniejące obecnie przeszkody można było usunąć już wiele lat temu. Powołał się przy tym na dekrety prezydentów Ukrainy dotyczące zwrotu mienia i naprawienia szkód. - Zwrot mienia licznym ośrodkom katolickim na Ukrainie nie przebiega w prawidłowy sposób. Sądzę, że nie buduje to dobrej atmosfery w skomplikowanych relacjach międzywyznaniowych - przyznał w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Wskazał przy tym dużą rolę rządu Ukrainy w tej sprawie. - Ta sprawa nie powinna jednak burzyć dobrych relacji polsko-ukraińskich, ale nie powinna być też omijana tylko z tego powodu, że jest trudna - podkreślił. Dodał, że Polska tam, gdzie może w delikatny sposób występować w tych sprawach, to powinna to czynić. Na początku lat 90. pierwszy prezydent niezależnej Ukrainy Leonid Krawczuk swym dekretem zobowiązał władze we wszystkich regionach kraju do oddania świątyń ich prawowitym właścicielom - wiernym różnych wyznań, w tym też katolikom. Dzięki staraniom proboszcza parafii św. Aleksandra w Kijowie Jana Krapana został zwrócony zrujnowany kościół pw. św. Aleksandra w stolicy Ukrainy, brutalnie przejęty przez bolszewików w latach 30. XX wieku. Wielu uważa, iż w miarę kapitalizacji i prywatyzacji Ukrainy w oczach rządzących świątynie stały się towarem. Na przykład kościół św. Józefa w Dniepropietrowsku władze miejskie sprzedały prywatnej firmie. Nie jest to przypadek odosobniony, gdyż tego rodzaju uwłaszczenie kościołów katolickich na Ukrainie jest dosyć powszechne. Episkopat na Ukrainie wydaje się bezsilny. Z jednej strony chciałby zwrotu należącego do Kościoła mienia, z drugiej zaś obawia się zadrażniania ostrymi wypowiedziami i działaniami stosunków z władzami Ukrainy, licząc na ich wyrozumiałość i zrozumienie potrzeb Kościoła. Sprawa zwrotu katolickich świątyń zamiast się polepszać, stale się pogarsza. Mimo protestów wiernych kościoła parafii św. Mikołaja w Kijowie popadająca w ruinę świątynia pozostaje własnością ministerstwa kultury Ukrainy. Kościołem, wybudowanym w 1909 roku za pieniądze miejscowych Polaków, zarządza dom muzyki organowej. Trudno policzyć, ile takich świątyń na wpół lub całkowicie zrujnowanych pozostaje w rękach władz lokalnych, które podobnie jak wcześniej komuniści nie chcą ich zwrócić prawowitym właścicielom i czerpią z nich korzyści materialne.
W stolicy władze miasta nie wystawią przeznaczonych do zbierania tekstyliów kontenerów.