Wiele chińskich rodzin nie chce kremować zwłok swoich bliskich. Oddają więc do spalenia ciała kupione od gangu mordującego w tym celu starszych ludzi - pisze Rzeczpospolita.
Według hongkońskiej gazety Apple Daily, która ujawniła aferę, ofiarą „kremacyjnej mafii” mogło w ostatnich paru latach paść nawet 400 osób. Gang działał głównie na wsiach prowincji Guangdong na południu kraju. Jego niezwykle lukratywny proceder opierał się na niechęci do spopielania zmarłych – zgodnie z chińską tradycją rodzina powinna pochować możliwie jak najmniej naruszone ciało w ziemi. Tymczasem w wielu przeludnionych regionach Chin kremacja jest obowiązkowa. Władze argumentują, że ludność kraju jest zbyt liczna, a ziemia pod uprawę i zabudowę zbyt cenna, by można było sobie pozwolić na tradycyjny pochówek. Tak jest właśnie w zamożnym i zatłoczonym Guangdongu. Jak podają media, gang specjalizował się w mordowaniu osób niedołężnych, słabych i upośledzonych. Ponieważ zetknięcie z krwią ofiary uznawane jest w Chinach za zły omen, większość osób duszono lub truto. Ciała przewożono specjalnie podstawionym minibusem, a następnie sprzedawano za około 10 tysięcy juanów (około 1500 dolarów) za sztukę zamożnym rodzinom w innych regionach prowincji. Ta suma stanowi zaledwie połowę łapówki, jaką zwykle płaci się urzędnikom za przymknięcie oczu na tradycyjny pochówek. Dzięki makabrycznemu nabytkowi rodzina wchodziła w posiadanie „fałszywych” zwłok, które mogła z pełną pompą poddać kremacji dla zmylenia urzędników i sąsiadów. Ciało osoby bliskiej było zaś po kryjomu grzebane w ziemi zgodnie z tradycją. Jak twierdzi prasa, cała sprawa wyszła na jaw, gdy gang otrzymał zamówienie na „młode ciała”. Dwoje zaatakowanych w jednej ze wsi kochanków zdołało odeprzeć atak, uciec i powiadomić o wszystkim policję. Jeden ze schwytanych rzezimieszków wyjawił tajemnicę działalności grupy. Dzięki jego zeznaniom udało się dotrzeć do kolejnych jej członków. Z doniesień mediów wynika, że jeden z członków gangu przyznał się także do dostarczania tak zwanych narzeczonych-duchów. To inny wciąż żywy na chińskiej prowincji zwyczaj, zgodnie z którym synowie, którzy zmarli w stanie kawalerskim, powinni być przed pochówkiem „ożenieni” ze zmarłą kobietą. O tym, jak silne są w chińskiej kulturze tradycje związane z pochówkiem najbliższych, może świadczyć inna afera, którą ujawniono w Hongkongu. W poniedziałek tamtejsze władze poinformowały, że aresztowano 18 pracowników cmentarzy i właścicieli domów pogrzebowych. Oskarżono ich o ekshumowanie ciał przed wymaganym przez tradycję dziesięcioletnim okresem i przenoszenie do znacznie mniejszych grobów. Uzyskane w ten sposób miejsca sprzedawali.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.