Chrześcijanie masowo opuszczają Mosul ze strachu przed atakami ze strony fundamentalistów islamskich.
Ostatnio około tysiąca rodzin uciekło do okolicznych małych miejscowości, gdzie schronili się w szkołach, kościołach i klasztorach - poinformował gubernator prowincji Niniwa, Duraid M. Kashmula. Odpowiedzialnością za falę przemocy wobec chrześcijan oskarżył członków terrorystycznej organizacji Al. Kaida. Według gubernatora, mimo apeli Czerwonego Krzyża do miasteczek nie dotarła pomoc humanitarna dla uchodźców. Irackie ministerstwo spraw wewnętrznych - wprawdzie późno, bo dopiero 12 października wieczorem – skierowało 900 policjantów do Mosulu, gdzie mają chronić dzielnicę chrześcijańską oraz kościoły. „Do Mosulu wysłano dwie brygady po 440 policjantów każda” - powiedział rzecznik irackiego MSW Abdelkarim Khalaf. Zapewnił, że wobec tamtejszych kościołów zastosowano najwyższe środki bezpieczeństwa. Działają już liczne posterunki kontrolne, na których policjanci sprawdzają wszystkie samochody. „Za pośrednictwem księży poinformowaliśmy chrześcijan o tym, że przybyliśmy tu, aby zapewnić bezpieczeństwo każdemu domowi i każdemu człowiekowi” - oświadczył rzecznik policjantów. Ze względu na wiarę zamordowano w ostatnich dniach w Mosulu 11 chrześcijan - poinformował gubernator Kashmula. Dodał, że w sobotę 11 października w dzielnicy Sukkar w północnej części Mosulu wysadzono w powietrze trzy domy należące do chrześcijan. Informacje rzecznika potwierdził w wywiadzie telewizyjnym chrześcijański poseł Unadim Kanna. Zwrócił uwagę, że terror opanował zwłaszcza wschodnią część miasta. Jednocześnie podkreślił, że fala ucieczek z Mosulu „podgrzewana” jest przez ludzi, mających powiązania ze służbami bezpieczeństwa. Kanna podkreślił, że nie zamierza nikogo oskarżać, ale ludzie, którzy „stukali do drzwi chrześcijan i wykrzykiwali pogróżki, musieli mieć powiązania ‘z górą’”. Zaapelował do prezydenta oraz premiera o poczucie odpowiedzialności za zapewnienie bezpieczeństwa rodzin chrześcijańskich oraz umożliwienie im powrotu do domów. „Assyrian International News Agency” (AINA) przytoczyła przykład szewca, 45-letniego chrześcijanina Bashira Azoza, który w sobotę musiał opuścić Mosul, gdyż islamscy terroryści powiedzieli jego sąsiadowi, że albo wyjedzie, albo czeka go śmierć. „Gdzie więc jest rząd, gdzie są siły bezpieczeństwa, jeśli dzień w dzień powtarzają się takie zbrodnie?” – pytał chrześcijanin z Mosulu. Według AINA, w ubiegłym tygodniu do wielu kościołów w Mosulu wdarły się grupki islamskich terrorystów żądając, aby w ciągu kilku minut wierni opuścili świątynie, raz na zawsze je pozamykali je i już nigdy do nich nie wracali. O tym, że w Mosulu prowadzona jest „kampania likwidacji” chrześcijan mówił też chaldejski arcybiskup Kirkuku, Louis Sako. Hierarcha zaapelował do premiera Nuri Al-Maliki o zagwarantowanie bezpieczeństwa mniejszościom religijnym. Podkreślił, że premier wiele obiecywał, ale dotychczas nic z tego nie spełnił. „Potrzebne nam są rozwiązania, a nie obietnice” - stwierdził abp Sako. Jednocześnie zaapelował do amerykańskich wojsk okupacyjnych, aby i one wypełniały swój obowiązek ochrony mniejszości. Abp Sako podkreślił, że chrześcijanie nie mają swoich jednostek bojowych i takich nie chcą nawet mieć, „ponieważ jeszcze bardziej skomplikowałoby to sytuację”. Zdaniem hierarchy, swoimi atakami terroryści albo chcą wyrzucić chrześcijan z kraju albo „realizują określone projekty polityczne”.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.