Eskalacja konfliktu w Nord Kivu sprawia, że coraz więcej dzieci jest porywanych i siłą wcielanych do wojska. Demokratyczna Republika Konga jest krajem, w którym walczy największa liczba dzieci-żołnierzy. Szacuje się, że na świecie jest ich ponad 300 tys. Co dziesiąte dziecko-żołnierz walczy w Kongu.
„Wracałem ze szkoły do domu, kiedy spotkałem rebeliantów. Najpierw kazali mi pomóc załadować samochód a potem zmusili, bym z nimi pojechał”. Podobnych jak ta historii członkowie organizacji Save the Childeren słyszą tysiące. Dzięki ich pomocy wielu dzieciom udało się przywrócić normalne dzieciństwo. Jean został porwany trzy tygodnie temu wraz ze swymi sześcioma kolegami. „Zaciągnęli nas na pole. Wepchnęli do jakiejś jamy i kazali przebrać się w wojskowe mundury” – opowiada chłopiec, któremu następnego dnia cudem udało się zbiec. Beverley Roberts z Save the Childeren podkreśla, że rekrutacja dzieci była w Kongu na porządku dziennym, jednak w ostatnich tygodniach przybrała na sile. Rebelianci napadają na szkoły i porywają całe klasy. Niektóre dzieci-żołnierze nie mają nawet 10 lat. „Dzieci wykorzystywane są jako tragarze, kucharze.” – mówi Roberts. 18-letni dziś Haguma został przed laty porwany z rodzinnego domu. Walczył w rebelianckich oddziałach dopóki nie został postrzelony i schwytany przez siły rządowe. Obecnie po okrutnych przeżyciach, których był świadkiem próbuje wrócić do siebie w Gomie. Wielu dzieciom, by były posłuszne, podaje się narkotyki. Dziewczynki wykorzystywane są seksualnie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.