Trzej polscy księża muszą do końca roku opuścić Białoruś - informuje Gazeta Wyborcza. - Zdaniem wiernych władzom nie podobało się, że odprawiają msze po polsku.
Władze odmawiają komentarza, więc oficjalny powód takiej decyzji nie jest znany. Na ten temat wypowiedziała się natomiast Marina Cwilik z biura pełnomocnika białoruskiego rządu ds. religii i narodowości: "Nie znają języka, mają inną mentalność i inną kulturę. Nie zawsze rozumieją procesy społeczno-polityczne, które tu się odbywają" - powiedziała. - Ta decyzja była dla mnie zaskoczeniem. Nigdy nie miałem konfliktów z władzami, a mieszkam tu od dziewięciu lat - mówi "Gazecie" proboszcz Jan Skonieczny z parafii w Porozowie, niedaleko polskiej granicy. - Władze wywierały presję na proboszcza, by prowadził msze po białorusku, ale my chcemy modlić się po polsku, ksiądz mówił to urzędnikom i im to się nie podobało - twierdzi z kolei jego parafianka. Władze otwarcie mówią, że w najbliższych latach wszyscy polscy księża opuszczą Białoruś, ale na razie działają delikatnie i czekają, jaka będzie reakcja - komentuje polski ksiądz, pracujący na Białorusi od siedmiu lat (zastrzegł anonimowość). Trzej wydalani obecnie księża są z diecezji grodzieńskiej, podobnie jak siedmiu wyrzuconych w 2006 r. Nie dziwi to Igora Bancera, rzecznika nieuznawanego przez Mińsk Związku Polaków na Białorusi: - Tu w kościołach nadal dominuje język polski, gdzie indziej zastąpiono go białoruskim. Dlatego nie dziwie się, że najmocniejsze uderzenie władze kierują właśnie tu.
W tej chwili weszliśmy w okolice deficytu w rachunku bieżącym.
Do końca roku oczekuje się w Rzymie ponad 30 mln turystów i pielgrzymów.
Nie mamy o nich żadnych informacji, a wy niczego nie robicie - wykrzykiwały.
Nowe pojawienie się wirusa i stan epidemii ogłoszono w zeszłym tygodniu.
Kontrakty z NFZ wystarczają tylko na pokrycie podstawowych kosztów - zwraca uwagę organizacja.
8-letni Roman Oleksiw doznał oparzeń czwartego stopnia blisko połowy ciała.