Adam Małysz podkreślił, że takiego tłumu kibiców, jaki teraz towarzyszy uczestnikom Rajdu Dakar, wcześniej nie widział. W niedzielę w świcie jako pierwsi rywalizację w argentyńskim Rosario rozpoczną motocykliści i quadowcy. Po nich wystartują auta i ciężarówki.
W sobotę wieczorem w samym centrum liczącego ponad milion mieszkańców miasta w prowincji Santa Fe, którego patronką jest Matka Boża Różańcowa, miejsca urodzenia m.in. słynnego pisarza Ernesto "Che" Guevary, ks. Stefana Moszoro-Dąbrowskiego, znanych piłkarzy Maxi Rodrigueza, Lionela Messiego i Angela Di Marii, odbyła się prezentacja wszystkich 740 uczestników 36. Dakar Rally.
"Rampa jak rampa - znamy to doskonale. Na pewno jedno, co odróżniło tę prezentację od innych i mocno nam się zapisało w pamięci to kibice, którzy na długo przed uroczystością przychodzili tysiącami czy dziesiątkami tysięcy, aby być świadkami oficjalnej inauguracji rajdu. Pół miasta zostało sparaliżowane, utworzyły się gigantyczne korki, a my poczuliśmy już ducha wielkiej sportowej imprezy" - powiedział PAP kierowca Orlen Team Małysz, który rok temu zajął 15. miejsce.
Medalista olimpijski i mistrzostw świata w skokach narciarskich dodał, że słychać pogłoski o blokowaniu trasy, ale dotyczy to raczej Boliwii, do której wjeżdżają tylko motocykle i quady.
"Podobno Indianie nie do końca chcą zaakceptować taki przebieg trasy. Mamy nadzieję, że wszystko jednak będzie bez zakłóceń. My, ekipy z samochodów powinniśmy przejechać normalnie. Póki co skupiamy się na przygotowaniu do pierwszego etapu. Emocje? No cóż, oczywiście, że da się już odczuć mały stresik przed startem, ale to normalne - zawsze przed wielkimi zawodami odczuwa się lekkie napięcia. Atmosfera w Poland National Team jest bardzo dobra, więc wszystko przebiega normalnie, w miłym nastroju" - podkreślił.
Orzeł z Wisły przyznał, że w odróżnieniu od innych zawodników, nie odczuł aż tak bardzo przeskoku z polskiej zimy do klimatu niemal tropikalnego.
"Nie było to aż tak straszne. Właściwie nieznacznie odczuwalne, bo Buenos Aires przywitało nas mocnym deszczem. Dziś zaczęło się robić bardziej upalnie, ale w granicach rozsądku. Wieczorem podczas prezentacji uczestników było 35 stopni" - dodał.
Wcześniej odbyły się okryte złą sławą i wywołujące zdenerwowanie wszystkich zawodników "odbiory". Wspomniał o nich zamieszkały w Białymstoku kierowca Tatry teamu Lotto Jarosław Kazberuk, który po raz siódmy startuje w Rajdzie Dakar.
"Cała zabawa podzielona była na dwie części: odbiory administracyjne i odbiory techniczne. Na początku było do zaliczenia kilkanaście stanowisk. Na każdym z nich musimy otrzymać pieczątkę, która weryfikuje nasze przygotowanie do imprezy. Trochę, jak bieg na orientację. Przy jednym stoliku sprawdzali, czy opłaciliśmy wpisowe, przy kolejnym, czy posiadamy licencję, prawo jazdy, pokwitowanie opłaty za wypożyczenie sprzętu, sprawdzenie zdjęcia w bazie danych, okazanie badań lekarskich i pozostawienia kontaktu w nagłych przypadkach, potwierdzenie kursu z obsługi GPS-a oraz Sentinela, urządzenia bezpieczeństwa.
- To wszystko trwało, bo wokół był tłum ludzi próbujący zdobyć te same pieczątki i wcale nie ustawiał się karnie w rządku i nie zaliczał punktów po kolei. Każdy szukał stanowiska z najkrótszą kolejką. Co chwilę gdzieś coś trzeba było zostawić, a potem odebrać. Papiery jak wiadomo lubią się gubić i mieszać. Zawsze jest też coś, co należy poprawić, wyjaśnić, dopisać. Na koniec całej tej zabawy, kiedy już jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami karty pełnej pieczątek otrzymujemy opaskę zawodnika z chipem, która jest zapinana na naszej ręce na cały czas trwania rajdu.
- Potem pora na badanie techniczne. Sędziowie sprawdzali, czy nasze samochody i ich ekwipunek spełniają przepisy. Są to różne detale, ale również sprawy bezpieczeństwa, czyli konstrukcja +klatki+ oraz posiadanie odpowiedniego sprzętu ratunkowego. Sprawdzali, czy pojazd ma paszport ASO lub homologację FIA, działający GPS i zamontowane wyposażenie od organizatora, czy ma odpowiednią wagę, a zawodnicy wyposażeni są w niepalną bieliznę, kombinezony, kaski, buty, skarpetki... Słowem panowie zaglądali w każdą szparę i przeglądali nawet nasze rzeczy. I wreszcie doszliśmy do finału. Otrzymaliśmy kolejne +święte+ pieczątki oraz naklejki" - zrelacjonował Kazberuk, któremu towarzyszą w teamie Maciej Marton (syn pilota Adama Małysza - Rafała, który zastąpił w ostatniej chwili kontuzjowanego Robina Szustkowskiego) i Czech Filip Skrobanek.
Pierwsi na trasę pierwszego etapu z Rosario do San Luis wyruszą o 8.20 polskiego czasu (4.20 miejscowego) motocykliści. Wśród 175 jest warszawiak Jakub Przygoński (Orlen Team). Godzinę po nim wystartuje zdobywca Pucharu Świata FIM w rajdach terenowych w kategorii quadów, kapitan Poland National Team Rafał Sonik. Krakowianin będzie miał 40 rywali.
O godzinie 10.20 do rywalizacji przystąpi 160 załóg samochodów terenowych w tym sześć polskich i na koniec o 12.50 startować zacznie 70 ciężarówek, wśród których są dwie w barwach biało-czerwonych.
Długość trasy dojazdowej dla wszystkich uczestników wynosi 405 km, odcinek specjalny ma 180 km (różnica wzniesień 1800 m), a potem jeszcze 224 km na biwak do San Luis.
W gronie 740 uczestników jest osiemnastu Polaków. Siedemnastu, choć reprezentujących różne zespoły, tworzy drużynę narodową - Poland National Team. Natomiast pochodzący z Olesna Dariusz Rodewald, który mieszka w Holandii, jest po raz piąty w składzie Petronas Team de Rooy Iveco.
W 2012 roku wraz z Holendrem Gerardem de Rooyem i Belgiem Tomem Colsoulem jako pierwszy Polak stanął na najwyższym stopniu podium Rajdu Dakar. Podczas fety po ostatnim etapie, jadąc w paradzie ciężarówek, trzymał w rękach rozpostartą, biało-czerwoną flagę. "To było coś wspaniałego. Chciałbym taką euforię przeżyć jeszcze raz" - podkreślił.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.