To było do przewidzenia. To nie mogło przejść bez protestu. „Chrześcijanie chcą głośno mówić o tym, że ich bracia w wierze są prześladowani? Niedoczekanie! Dotychczas cierpieli w milczeniu, po co więc zmieniać tę wygodną dla otoczenia sytuację?"
W poznańskich tramwajach pojawiają się plakaty przypominające, że wśród licznych osób, które są na świecie prześladowane z powodu wyznawanej przez nie religii, znajdują się również chrześcijanie. Miały się też pojawić w Warszawie, ale zostały przez kierownictwo tamtejszego przedsiębiorstwa tramwajowego zestawione z karykaturami Mahometa i dlatego spotkały się z odmową. Skojarzenie dziwne, ale prawdziwe. Na alarm bije Gazeta Wyborcza. „No dobrze, ale po co?” - pyta jej komentator i wyjaśnia: „To fundamentalne pytanie zadaję sobie od momentu, kiedy usłyszałem, że w warszawskich tramwajach mają się pojawić portrety chrześcijańskich męczenników, którzy zginęli podczas misji w Azji i Afryce. Ich zdjęcia zawisłyby w starych, zapyziałych tramwajach obok wyciągu z regulaminu, ostrzeżeń przed kieszonkowcami, wlepkami. O ile znam komunikacyjną rzeczywistość Warszawy, od razu pójdą w ruch flamastry i męczennicy zostaną udekorowani wąsami, okularami i irokezami”. Jakoś trudno uwierzyć w tę troskę o integralność plakatów z męczennikami. Dalsza argumentacja przeciw informacjom o współczesnych męczennikach chrześcijańskich jest jeszcze bardziej dziwna: „Coś, co miało być szczytną ideą, obraca się nie tylko w farsę, ale i budzi złość. Akcja jeszcze się nie zaczęła, a już przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Dowód? Opinie naszych czytelników. Na forum internetowym Gazeta.pl pomysł został niemiłosiernie obśmiany, a komentarze, że już niedługo podczas jazdy usłyszymy "Medaliki do kontroli" należą do lżejszego kalibru. Ludzie - i ja też - nie mogą zrozumieć, dlaczego świecki, apolityczny, kompletnie bezstronny światopoglądowo tramwaj ma się zamienić w pojazd religijny. Wolę jeździć neutralnym!” - podsumowuje komentator Gazety. Sugerowanie, że umieszczenie w tramwajach plakatów o męczennikach zamieni je w „pojazdy religijne” to argument o takiej samej wartości merytorycznej jak powoływanie się na głosy z internetowych forów jako miarodajnych dla całej opinii publicznej. Gdyby rzeczywiście komentarze internetowe oddawały stan polskiej religijności, bylibyśmy w czołówce społeczeństw nie tylko ateistycznych, ale także totalnie walczących z Kościołem i wszelką religią jako taką. Akcja firmowana przez christianitas.pl jest kontrowersyjna. Bo nie tylko w Polsce panuje przekonanie, że chrześcijanie (a zwłaszcza katolicy) nie mają prawa bronić swojej godności, że wolno ich opluwać, wyśmiewać, prześladować, zabijać, a oni mają wszystko znosić w milczeniu. Nie. Chrześcijanie też mają swoją godność. Też mają prawo do jej obrony. Jezus, gdy został uderzony w twarz przez jednego ze sług arcykapłana, stanowczo o głośno zaprotestował. Bronił swojej ludzkiej godności. Zabranianie wyznawcom Jezusa rozpowszechniania informacji o ich cierpieniach i męczeństwie jest najzwyklejszą formą cenzury. Niezależnie od tego, jak szczytnych argumentów próbuje się użyć do jej uzasadnienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.