W całej sprawie abp. Wielgusa nieustannie brakuje mi rzeczywistego odniesienia do kwestii najważniejszych.
Medialna sprawa abp. Wielgusa, jeśli już musiało do niej dojść, powinna się zacząć od co najmniej takiego tekstu jak ten, który w Rzeczpospolitej opublikował 4 stycznia Tomasz Terlikowski. Z pewnością sposób, w jaki została zainicjowana przez Gazetę Polską jest żałosny i przyczynił się do tego, w jaki sposób cała rzecz dalej się potoczyła. Gdyby od razu zamiast pomówień pojawiły się fakty i odwołania do dokumentów, a jeszcze lepiej, gdyby pojawiły się również dokumenty opatrzone profesjonalnym komentarzem, niemożliwe byłoby to, co obserwujemy od dwóch tygodni. Nie byłoby dzielenia Kościoła, domysłów, konieczności wybierania, komu się wierzy. Najprawdopodobniej dziś byłoby już „po sprawie”. Być może zapadłyby już nawet jakieś decyzje. Niestety, przeszłość abp. Wielgusa została cynicznie wykorzystana do jakichś nie do końca jasnych rozgrywek nie tylko politycznych, ale również - jak wskazują niektóre sygnały - rozgrywek na linii politycy-hierarchia kościelna. Artykuł Terlikowskiego też nie jest doskonały, ponieważ brak w nim konfrontacji z samym zainteresowanym. Gdyby do odnalezionych dokumentów odniósł się publicznie sam abp Wielgus, możny by mówić o rzeczywistym szukaniu prawdy. Nie zamierzam dołączać do tych, którzy obrzucają nowego metropolitę warszawskiego kamieniami. Nie mam takiego prawa. Nie mam prawa go osądzać. Czy mają to prawo inni? Wydaje mi się, że nie, ale tę kwestię każdy rozstrzyga we własnym sumieniu. W całej sprawie abp. Wielgusa nieustannie brakuje mi rzeczywistego odniesienia do kwestii najważniejszych. Zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim znalazł się Bóg? Gdzie zepchnięto Jezusa Chrystusa, który jest przecież Głową Kościoła? Trudno dostrzec szukanie woli Bożej. Mamy do czynienia z grą ambicji, koncentrację na tym, co złe, walkę na słowa, silne emocje. Można usłyszeć głosy za wszelką cenę broniące abp. Wielgusa, ale także wypowiedź księdza, który mówi, że jeśli dojdzie do ingresu, to on się wypisuje z Kościoła. Nie wiem dlaczego mój Kościół spotyka to niezwykle trudne i bolesne doświadczenie. Wierzę, że mieści się ono w Bożym planie, ale nie rozumiem, w jaki sposób może z niego wyniknąć dobro. Zastanawiam się, co ja, jako polski katolik (no i ksiądz) mogę w tej chwili zrobić dla Kościoła. Modlę się. To oczywiste. Ale co poza tym? Mogę podtrzymywać nadzieję. Swoją i innych. I po to napisałem ten komentarz. Dla podtrzymania nadziei.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.