Konieczna obrona autonomii kościelnych okienek w publicznych mediach skłania do zastanowienia nad tym, do czego i jak Kościół używa własnych mediów.
Polscy biskupi mają pretensje do TVP, że jej szefowie mieszają się do treści programów przygotowywanych przez redakcję katolicką publicznej telewizji. Tak donosi Rzeczpospolita, a mnie zaraz przypomina się zdumienie, z jakim kilka tygodni temu oglądałem w programie „Między ziemią a niebem” dyskusję na temat, którego podjęcia wcześniej odmówił w swoim autorskim programie pewien znany publicysta, w efekcie czego przestał być współpracownikiem TVP. Temat - co tu kryć - nadzwyczaj luźno związany z religią. Nie dziwię się, że - jeśli sytuacja wygląda tak, jak opisuje Rzeczpospolita - biskupi protestują. Co prawda nie pamiętam szczegółów uzgodnień, na jakich Kościół uzyskał swój czas w mediach publicznych, ale z pewnością gwarantują mu one merytoryczną autonomię. I tej autonomii należy bronić po to, aby programy autoryzowane przez Kościół w mediach publicznych przekazywały jedynie to, co Kościół ma do powiedzenia, a nie to, co się jednemu czy drugiemu dysponentowi telewizji lub radia, na które płacimy abonament, wydaje. Sytuacja opisana przez Rzeczpospolitą kolejny raz przywołuje temat wzajemnych relacji Kościoła i świata mediów w Polsce. Konieczna obrona autonomii kościelnych okienek w publicznych mediach skłania do zastanowienia nad tym, do czego i jak Kościół używa własnych mediów. Z jednej strony w samym Kościele podtrzymywany jest mit o bezbrzeżnej słabości i nieprofesjonalności kościelnych środków przekazu (tymczasem np. Gość Niedzielny na własnej skórze przekonuje się, że jest traktowany przez świeckie i komercyjne media jako realny i groźny konkurent). Z drugiej strony kościelne media w Polsce wciąż nie podejmują zadania bycia miejscem wewnętrznej rozmowy o Kościele, a o jego radościach i sukcesach, ale także o jego słabościach i problemach. Zamiast zajmować się „propaganda fidae” (rozkrzewianiem, szerzeniem wiary), w dużej części wolą zajmować się propagandą działań i poglądów społeczno-politycznych konkretnego biskupa lub jakiejś grupy wiernych. O trudnych, kłopotliwych i wstydliwych sprawach naszej wspólnoty wiary wciąż dowiadujemy się z innych mediów, a nie z kościelnych. I wolimy tego typu materiały traktować w kategoriach ataku na Kościół niż jako rezultat faktu, że po prostu odpowiednio wcześnie nie zajęły się nimi kościelne gazety, rozgłośnie, telewizje czy internetowe witryny. Dopóki zamieszczony w kościelnej gazecie krytyczny tekst o jakimś księdzu czy wspólnocie naruszającej chrześcijańskie zasady będzie uważany za kalanie własnego gniazda, a nie sygnał, że trzeba coś naprawić, dopóty rozmowa o Kościele będzie toczyć poza nim. Dopóki w kościelnych mediach nie znajdzie się miejsce dla takich wywiadów, jak ten z ks. Strzelczykiem, zamieszczony w GW, dla głosów Terlikowskiego, Milcarka, Nosowskiego, o. Jędrzejewskiego i wielu innych z najróżniejszych opcji, dopóty skazani będziemy na tkwienie w inercji i niespokojne czekanie na kolejną wewnątrzkościelną katastrofę. I na to, że o treści głównego niedzielnego katolickiego programu telewizyjnego będzie decydował kto inny, a nie Kościół.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.