Głosy o wykorzystywaniu jasnogórskiego sanktuarium przez polityków pojawiają się nie od dziś.
Wtorkowe media nagłośniły list Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego do przeora Jasnej Góry o. Bogdana Waliczka. Czytając niektóre z informacji można odnieść wrażenie, że list jest wielka tajemnicą, a dotarcie do niego wymagało wyjątkowej dziennikarskiej sprawności. W rzeczywistości zarówno list, jak i odpowiedź na niego, którą przesłano z Jasnej Góry (ciekawe, że o tej odpowiedzi nie wspominają media) są dostępne od kilku dni na internetowych stronach RPO. Czy rzeczywiście zadaniem rzecznika naszych obywatelskich spraw jest wtrącanie się w to, kto i co robi w naszym narodowym sanktuarium? Czy raczej tego typu ingerencji nie należy oczekiwać raczej od hierarchów kościelnych? Czy nie jest to próba ingerowania przez państwo (RPO jest instytucja państwową) w sprawy Kościoła? Janusz Kochanowski wyraźnie określił, z jakich pozycji wysłał swój list: poczuł się zaniepokojony pewnymi zjawiskami mającymi miejsce na Jasnej Górze jako Polak, Rzecznik Praw Obywatelskich i jako katolik. W ten sposób jego wystąpienie ma znaczenie nie tyle (lub nie tylko) urzędniczej interwencji, ile głosu członka narodu i Kościoła katolickiego. Głosy o wykorzystywaniu jasnogórskiego sanktuarium przez polityków pojawiają się nie od dziś. Pamiętam oburzenie sporej części Polaków (i moje własne też), gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia przed Cudownym Obrazem stawiano w pośpiechu klęcznik dla wysokiego rangą polityka partii zdecydowanie Kościołowi nieprzychylnej, a nawet wobec niego wrogiej. W ostatnich miesiącach Jasna Góra przeżywa rzeczywiście wręcz „najazd” polityków różnych opcji. To oczywiste, że będąc katolikami mają oni prawo brać udział w uroczystościach w narodowym sanktuarium i nie ma niczego złego również w tym, że nie tkwią ukryci w tłumie, lecz przygotowuje się dla nich specjalne miejsca. Problem zaczyna się, gdy obecność polityka u stóp Matki Boskiej Częstochowskiej (lub na jakichkolwiek innych kościelnych obchodach) przestaje być tylko wyrazem jego religijności, a staje się sposobem na uwiarygodnienie, na zdobycie poparcia, poprawę wizerunku itp. Niedobrze również, gdy uświęcone miejsce jest wykorzystywane do zawierania politycznych czy biznesowych umów, paktów, kontraktów. Z jasnogórskich wałów w dziejach padały niejednokrotnie słowa odnoszące się do polityki. I padać powinny. Kościół ma prawo z miejsca, które Jan Paweł II nazwał sanktuarium narodu, konfesjonałem i ołtarzem, wskazywać na moralny wymiar polityki, mówić o tym, co w niej dobre i co złe. Niedobrze jednak, gdy z jasnogórskiego szczytu zaczynają się do narodu zwracać politycy, gdy prowadzą stamtąd agitację i polityczne spory. Głos Rzecznika Praw Obywatelskich współbrzmi ze „Słowem Rady Stałej i Biskupów Diecezjalnych z Jasnej Góry” opublikowanym w niedzielę. Obydwa przypominają o zdecydowanej autonomii Kościoła i polityki. Odpowiedź, jaką RPO otrzymał z Jasnej Góry dowodzi, że paulini rozumieją tę kwestię. Czy jednak wystarczy, jak deklarują, tylko „uporządkowanie obecności środków masowego przekazu podczas wizyt osób publicznych w sanktuarium”? Wydaje mi się, że zdyscyplinować trzeba również niektórych polityków i... duchownych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.