Jak rzecznik do przeora

Komentarzy: 6

ks. Artur Stopka

publikacja 28.08.2007 12:03

Głosy o wykorzystywaniu jasnogórskiego sanktuarium przez polityków pojawiają się nie od dziś.

Wtorkowe media nagłośniły list Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego do przeora Jasnej Góry o. Bogdana Waliczka. Czytając niektóre z informacji można odnieść wrażenie, że list jest wielka tajemnicą, a dotarcie do niego wymagało wyjątkowej dziennikarskiej sprawności. W rzeczywistości zarówno list, jak i odpowiedź na niego, którą przesłano z Jasnej Góry (ciekawe, że o tej odpowiedzi nie wspominają media) są dostępne od kilku dni na internetowych stronach RPO. Czy rzeczywiście zadaniem rzecznika naszych obywatelskich spraw jest wtrącanie się w to, kto i co robi w naszym narodowym sanktuarium? Czy raczej tego typu ingerencji nie należy oczekiwać raczej od hierarchów kościelnych? Czy nie jest to próba ingerowania przez państwo (RPO jest instytucja państwową) w sprawy Kościoła? Janusz Kochanowski wyraźnie określił, z jakich pozycji wysłał swój list: poczuł się zaniepokojony pewnymi zjawiskami mającymi miejsce na Jasnej Górze jako Polak, Rzecznik Praw Obywatelskich i jako katolik. W ten sposób jego wystąpienie ma znaczenie nie tyle (lub nie tylko) urzędniczej interwencji, ile głosu członka narodu i Kościoła katolickiego. Głosy o wykorzystywaniu jasnogórskiego sanktuarium przez polityków pojawiają się nie od dziś. Pamiętam oburzenie sporej części Polaków (i moje własne też), gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia przed Cudownym Obrazem stawiano w pośpiechu klęcznik dla wysokiego rangą polityka partii zdecydowanie Kościołowi nieprzychylnej, a nawet wobec niego wrogiej. W ostatnich miesiącach Jasna Góra przeżywa rzeczywiście wręcz „najazd” polityków różnych opcji. To oczywiste, że będąc katolikami mają oni prawo brać udział w uroczystościach w narodowym sanktuarium i nie ma niczego złego również w tym, że nie tkwią ukryci w tłumie, lecz przygotowuje się dla nich specjalne miejsca. Problem zaczyna się, gdy obecność polityka u stóp Matki Boskiej Częstochowskiej (lub na jakichkolwiek innych kościelnych obchodach) przestaje być tylko wyrazem jego religijności, a staje się sposobem na uwiarygodnienie, na zdobycie poparcia, poprawę wizerunku itp. Niedobrze również, gdy uświęcone miejsce jest wykorzystywane do zawierania politycznych czy biznesowych umów, paktów, kontraktów. Z jasnogórskich wałów w dziejach padały niejednokrotnie słowa odnoszące się do polityki. I padać powinny. Kościół ma prawo z miejsca, które Jan Paweł II nazwał sanktuarium narodu, konfesjonałem i ołtarzem, wskazywać na moralny wymiar polityki, mówić o tym, co w niej dobre i co złe. Niedobrze jednak, gdy z jasnogórskiego szczytu zaczynają się do narodu zwracać politycy, gdy prowadzą stamtąd agitację i polityczne spory. Głos Rzecznika Praw Obywatelskich współbrzmi ze „Słowem Rady Stałej i Biskupów Diecezjalnych z Jasnej Góry” opublikowanym w niedzielę. Obydwa przypominają o zdecydowanej autonomii Kościoła i polityki. Odpowiedź, jaką RPO otrzymał z Jasnej Góry dowodzi, że paulini rozumieją tę kwestię. Czy jednak wystarczy, jak deklarują, tylko „uporządkowanie obecności środków masowego przekazu podczas wizyt osób publicznych w sanktuarium”? Wydaje mi się, że zdyscyplinować trzeba również niektórych polityków i... duchownych.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń ten artykuł Zagłosowało 15 osób.
Średnia ocena to 4,66.
Autopromocja

Reklama

Reklama