Aby zrozumieć to, nad czym dziś pochyla się wielu Polaków, a mianowicie kwestią dopuszczalnością w Polsce „eutanazji", należy sobie wpierw dobrze uświadomić, co nam tak naprawdę w spadku pozostawiła epoka „oświecenia", która na dobre zadomowiła się w Europie wraz z nadejściem rewolucji francuskiej.
Wydaje się zatem wielce zasadne pytanie. co jest pierwszym obowiązkiem chorego: walczyć z chorobą, czy przyjąć ją z pokorą? A jeżeli nie istniej już szansa na radykalną poprawę zdrowia? Z jednej strony na pewno pytania te ukazują całkowitą ludzką „bezradność”; bezradność wobec zjawiska cierpienia. Z drugiej jednak mogą stać się początkiem, swoistego rodzaju inspiracją do przeprowadzenia „autorefleksji”, której przedmiotem byłby aktualny stan, w jakim chory się znalazł. Stan ten bowiem ostatecznie kładzie kres dotychczasowym wyborom, kwestionując często wcześniejsze plany na przyszłość. I to jest z pewnością dla chorego człowieka nowa sytuacja; sytuacja, która ujawnia się w przeżyciu głębokiego kryzysu sensu swego życia. Kolejne dni jakby tą sytuację jeszcze bardziej pogłębiają, dołącza się bowiem do niej poczucie zagrożenia, które często jest po prostu nie do zniesienia[17]. Wynika ono z faktu świadomości nieuleczalności swego stanu; pojawia się wraz z nią wiele pytań o przyszłość – tę najbliższą, ale i tę dalszą. Jawiąca się bowiem stała, bez widoków na radykalne polepszenie, perspektywa niepełnosprawności kwestionuje wszystko, wraz z sensem istnienia. Stąd pierwszym w tej sytuacji, wydawałoby się naturalnym odruchem jest „odrzucenie”, zaakceptowania swojego stanu. Wynika ono z faktu doświadczenia „wolności”, ujawniającą w człowieku całą istniejącą w nim gamę hierarchii wartości, tak bardzo pomocnych we właściwej realizacji wyznaczonych przez siebie życiowych celów. I to właśnie owa istniejąca w człowieku gama hierarchii, powinna dać impuls, by niepełnosprawny człowiek zaczął próbować r a c j o n a l i z o w a ć absurdalny fakt swojego cierpienie, którego nie będzie tłumaczył, ale podejmie próbę uczynienie z niego czegoś sensownego; pokazując sobie i najbliższym, że mimo bólu fizycznego i cierpienia psychicznego pozostaję człowiekiem. Dlaczego jest to tak ważne dla chorego? Ponieważ niepełnosprawność nie pozbawia chorego możliwości stanowienia o sobie, kształtowania swojego życia, określania jego kierunków. Jednak w tej walce chory nie może pozostać sam. Potrzebuje on innych ludzi, którzy by go podtrzymywali w tym wysiłku. Potrzebuje konkretnej pomocy, wyrażonej w postawie i relacji, która byłaby uznaniem jego równości. Owa „równość godności” wyklucza postawę „panowania” na rzecz „życzliwości”, promującą osobę niepełnosprawną[18]. Taka postawa przywraca choremu poczucie własnej wartości i jest niesłychanie istotna w procesie odzyskiwania emocjonalnej równowagi – wiary w siebie. Bowiem człowiek niepełnosprawny cierpi – i to nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, a to z powodu „utraty” tego wszystkiego, na co pracował, o co zabiegał, do czego dochodził, często na drodze wielu osobistych wyrzeczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.