Dzieci w Syrii, gdzie od blisko trzech lat trwa wojna domowa, były wykorzystywane seksualnie i torturowane w rządowych więzieniach, a przez rebeliantów wykorzystywane jako żołnierze - wynika z przedstawionego w środę raportu ONZ. Ponad 10 tys. dzieci zginęło.
Dzieci w Syrii doświadczały "niewypowiedzianych i niedopuszczalnych" cierpień - powiedział sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun, prezentując raport w Nowym Jorku przed Radą Bezpieczeństwa ONZ. Zaapelował do obu stron konfliktu o poszanowanie praw dzieci.
Szacuje się, że na skutek konfliktu zginęło ich ponad 10 tysięcy, a wiele więcej odniosło obrażenia lub zaginęło podczas antyrządowych demonstracji, w rządowych operacjach wojskowych, starciach i masakrach urządzanych przez obie strony oraz w atakach z użyciem broni chemicznej.
Raport obejmuje okres od 1 marca 2011 do 15 listopada 2013. Według jego autorów w początkowej fazie konfliktu za naruszanie praw dzieci odpowiedzialne były przede wszystkim rządowe oddziały, służby wywiadowcze i prorządowe milicje. Jednak w miarę pogłębiania się konfliktu, coraz więcej dokumentowanych wykroczeń było po stronie zbrojnych grup rebelianckich.
W badanym okresie siły rządowe dokonywały aresztowań wśród dzieci, przetrzymywały je w celach razem z dorosłymi i poddawały torturom. Według relacji świadków dzieci "bito kablami, batami oraz drewnianymi pałkami i metalowymi prętami; rażono je prądem, także w genitalia; wyrywano im paznokcie u rąk i nóg; poddawano przemocy seksualnej lub grożono gwałtem; wykonywano na nich udawane egzekucje, przypalano papierosami, pozbawiano snu, umieszczano w karcerze i kazano się przyglądać torturom bliskich".
Brutalne metody służyły często wymuszaniu zeznań, poniżaniu lub zmuszaniu krewnych torturowanego dziecka do poddania się.Udokumentowano przypadki znęcania się przez siły rządowe nad dziećmi podejrzanymi o powiązania z opozycją.
Do śledczych dotarły też relacje o stosowaniu przemocy seksualnej wobec dzieci przez rebeliantów, jednak tych doniesień nie udało się zweryfikować.
W raporcie ONZ zwraca się uwagę, że ugrupowania rebelianckie - w tym wspierana przez Zachód Wolna Armia Syryjska - wykorzystywały dzieci w konflikcie, zarówno w rolach pomocniczych, jak i bezpośrednio w walce. Chłopców w wieku od 12 do 17 lat szkolono do walki lub obsadzania punktów kontrolnych.
"Rozmowy z dziećmi i ich rodzinami wskazują, że utrata bliskich, polityczna mobilizacja oraz presja ze strony krewnych i lokalnych społeczności przyczyniły się do zaangażowania dzieci w grupach powiązanych z Wolną Armią Syryjską. Wielu chłopców mówiło, że czuło, że przyłączenie się do opozycji było ich obowiązkiem" - głosi dokument.
Jak powiedział Ban Ki Mun, dzieci-żołnierze były rekrutowane także spośród syryjskich uchodźców w krajach sąsiadujących z Syrią.
Konflikt syryjski wybuchł w marcu 2011 roku i, jak podają syryjscy obrońcy praw człowieka, pochłonął dotychczas życie ponad 136 tys. ludzi.
W ubiegłym tygodniu syryjski wiceminister spraw zagranicznych Fajsal Mekdad powiedział, że siły rządowe nie zatrzymują dzieci; o ich porywanie i zabijanie oskarżył rebeliantów.
Z kolei rzecznik dowództwa Wolnej Armii Syryjskiej w rozmowie z dziennikiem "New York Times" zaznaczył, że bojownicy powiązanych z nią ugrupowań muszą mieć co najmniej 18 lat, przyznał jednak, że inne grupy mogą wykorzystywać w walce nastolatków. (PAP)
akl/ ro/
15667490 int.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.