13-letni Mateusz i jego o 3 lata młodszy kolega Michał spalili nieczynny, drewniany kościół ewangelicki w Bytomiu-Bobrku. Starszemu grozi umieszczenie w ośrodku wychowawczym, bo wpadł już wcześniej w konflikt z prawem. Luterański proboszcz wstawi się za chłopcami, by uniknęli kary.
Do zaprószenia ognia doszło, gdy dwaj koledzy bawili się, rzucając zapalonymi zapałkami. Być może poszli do starego kościoła, by palić w nim papierosy. W każdym razie nie po to, by go spalić. Zapalili firankę. Potem zajęła się cała konstrukcja. Budynek nadaje się tylko do rozbiórki. Jak ocenia ewangelicki proboszcz ks. Jan Kurko, jego odbudowa kosztowałaby z milion zł. Nie wiadomo, czy stanie jeszcze w Bobrku. Był tam niemal codziennie dewastowany i kilka razy podpalany. Na razie wiadomo, że po rozebraniu trafi do skansenu w Chorzowie.
Ksiądz chce zaproponować sądowi, by sprawcy uniknęli kary. - Kara, która nic nie daje człowiekowi, nie ma sensu -powiedział „Gazecie Wyborczej”. Zaproponuje, by chłopcami zajęli się streetworkerzy z Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. W Bobrku, który jest dzielnica mocno zdegradowaną, prowadzą tzw. szkołę mobilną. Gromadzą dzieci, by wychwycić ich potrzeby, ale też ich mocne strony, które następnie starają się rozwijać.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.